piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział XIV

   - Czas na poważną rozmowę, kochana siostrzyczko.

    Izzy jęknęła zasłaniając głowę poduszką. Po wczorajszej imprezie źle się czuła- jak zwykle w sobotni poranek. Niby tym razem próbowała się hamować, ale wyszło jak zawsze. Wrócili z Jacem grubo po północy, sama już nie wiedziała o której. W każdym razie mama już spała, Aleca z nimi nie było i  pewnie nie udałoby im się dotrzeć do domu gdyby nie Clary i Simon, którzy zachowali odrobinę zdrowego rozsądku i mogli ich przyprowadzić. Pewnie teraz spali w pokoju gościnnym, przynajmniej taką miała nadzieję. Jak przez mgłę pamiętała wydarzenia z nocy.

- Mówię poważnie. Wstawaj pijaczko.- Jace zamknął za sobą drzwi i usiadł przy biurku.

- O czym, do cholery, chcesz rozmawiać bladym świtem. Poza tym sam wczoraj się nieźle schlałeś. - warknęła odwracając się do niego plecami i zakopując pod ciepłą pierzyną.

- Ale ja, jak sama widzisz, daję radę. Po drugie to nie blady świt tylko prawie dziesiąta. Po trzecie naszego gołąbeczka ciągle nie ma.

- O czym ty pieprzysz?

- O pierworodnym naszych rodziców? Mówi ci to coś?

- Och... Alec..- westchnęła i niechętnie usiadła na łóżku. - Co z nim?

- Właśnie nie wiem. - Jace zmierzył Isabelle wzrokiem i uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla niego sposób. - To tobie się ze wszystkiego zwierza. Mam czuć się niepotrzebny?

- Przestań już, bo sam ostatnio poświęcasz całą swoją uwagę Clary. - chłopak tylko wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodniej na krześle. - Co chcesz wiedzieć?

- Gdzie jest Alec?

- Tego ci nie mogę powiedzieć. - mruknęła owijając odkryte ramiona kołdrą.

- Czyli coś wiesz. Nie poszedł do dziewczyny bo... ostatnio się przyznał. Więc gdzie? U chłopaka?

- Jace... i tak ci nie powiem. To jest życie Aleca i on powinien decydować o tym kto wie, a kto nie. Poza tym obawiam się że ma jakiś powód, dlaczego nic ci nie mówi. Przecież jesteś jego bratem i najlepszym przyjacielem, prawda? Daj mu czas, niech sobie wszystko sam poukłada i zwierzy jak nadejdzie odpowiedni moment.

- Ech... no dobra. Zajmijmy się drugą sprawą.

- Czyli?

- Czyli co powiemy mamie, gdy w końcu zorientuje się, że naszego słodkiego Alexandra nie ma w domu.

   Isabelle zmarszczyła brwi.

- Mam plan. - stwierdziła po chwili. - Ty uratujesz mnie przed cierpieniem i przygotujesz coś na kaca. Ja w tym czasie spróbuję się ogarnąć. Wróć tu za pięć minut. W tym czasie pomyśl nad tym, co powiemy mamie.

- A co to ja jestem, żeby cię leczyć z kaca?

- Alec zawsze sobie z tym radził.- uśmiechnęła się słodko. - Teraz go nie ma, więc przejmujesz jego obowiązki kochającego brata.

- Niech ci będzie. - mruknął. Już miał wychodzić, ale zatrzymał się w pół kroku i zerknął za swoje plecy na zasłonięte okno. Błysnął swoimi białymi zębami i energicznym ruchem rozsunął zasłonięte zasłony. Pokój natychmiast zalała fala światła słonecznego.

- Cholera. -jęknęła Isabelle zasłaniając oczy i chowając głowę pod poduszkę. - Zabiję cię kiedyś. Przysięgam!

   Blondyn tylko zaśmiał się melodyjnie. Jego włosy mienił się wszystkimi odcieniami złota a w oczach można było dostrzec figlarną iskierkę. Izzy rzez chwilę przyglądała się wychodzącemu bratu, a gdy ten zbyt głośno zamknął drzwi, skrzywiła się znów zakopując pod pierzyną. W pełni rozumiała dlaczego Alec się w nim zakochał, albo wydawało mu się, że się zakochał. Przecież to był Jace, najprzystojniejszy chłopak jakiego kiedykolwiek widziała. Tylko ta jego złośliwa natura, za pomocą której złamał już niejedno niewieście serce.

    Szybko wygramoliła się z łóżka, otworzyła szafę i wcisnęła w wygodne jeansy i odrobinę za duży T-shirt. Przeczesała włosy krzywiąc się przy tymi niemiłosiernie. Dlaczego ona musiała cierpieć, a Jace który wypił może nawet więcej niż ona, wyglądał jakby nic mu nie było? Zerknęła do lustra i stwierdziła, że przydałby jej się prysznic. Ale to później, teraz trzeba omówić kwestię kochanego braciszka.

    Prawie podskoczyła gdy Jace energicznie otworzył drzwi i wpadł do jej pokoju ze szklanką musującego napoju w ręce i ogromnym uśmiechem na ustach.

- I co się tak szczerzysz? - spytała biorąc napój, który miał za chwilę wyzwolić ją od cierpienia. Przynajmniej w teorii.

- Powinnaś być milsza. - stwierdził blondyn siadając na łóżku. - Patrz, przyniosłem ci magiczny eliksir na kaca.

- Zamknij się już narcyzie. Masz jakiś plan?

- Ja nie miałbym planu? - mrugnął do niej, a Izzy tylko przewróciła oczami siadając obok niego. - Powiemy, że zostawił w klubie komórkę, którą znalazł mój znajomy i Alec poszedł do niego odebrać zgubę z samego rana.

- Ujdzie w tłumie. - przytaknęła. - I z tego się tak cieszyłeś?

- Nie. Chyba już wiem, gdzie jest Alec. - zerknęła na niego lekko zdezorientowana.

- Niby gdzie?

- Nie powiem. Poczekam aż sam się przyzna i będę mógł potwierdzić moją tezę. Na tę chwilę po prostu uważnie będę mu się przyglądał.

- Jesteś beznadziejny.

- I jestem z tego powodu dumy. - wyszczerzył się.

   Jace Lightwood czyli przenośny zestaw problemów z automatycznym napędem i funkcją irytacji od świtu.

***

   Ostatnimi czasy rzadko zdarzało się Magnusowi na prawdę porządnie wyspać. W tygodniu ze słodkiej krainy marzeń wyrywał go bezlitosny budzik. W soboty zazwyczaj budził się z kacem a w niedziele odwiedzała go Caterina. Dzisiaj po raz pierwszy od dość dawna budził się bardzo powoli, leniwie, analizując wszystkie bodźce, które do niego docierały z otoczenia. Było mu bardzo ciepło, tak miękko i wygodnie. Z zewnątrz docierał cichy szum miasta a wewnątrz rozbrzmiewało monotonne tykanie zegara. Zaskoczony stwierdził, że otacza go dziwny zapach. Nie potrafił określić, co jest jego źródłem i woń na pewno nie należała do niemiłych. Szczerze mówiąc wydawała się Magnusowi znajoma i dziwnie bliska. Wciągnął powietrze nosem wyginając wargi w delikatny uśmiech.

   Chciał przewrócić się na drugi bok, gdy stwierdził, że coś uparcie mu w tym przeszkadza. Poczuł ruch przy swoim boku, a próbując podnieść rękę zorientował się, że ta jest kompletnie zdrętwiała. Prawie nie czuł palców a poruszanie nimi wymagało wiele koncentracji i wysiłku. Otworzył oczy i spojrzał na przytulonego do niego, śpiącego Aleca. Porzucił próby wyswobodzenia obolałej ręki i zaspanym wzrokiem wpatrywał się w czarną czuprynę znajdującą się bardzo blisko jego twarzy.

   Na początku chciał cicho wyślizgnąć się z łóżka i iść zrobić śniadanie, ale po chwili stwierdził, że woli poczekać, aż chłopak się obudzi. Chciał zobaczyć jego reakcję na zaistniałą sytuację no i oczywiście zaspany wyraz twarzy. Wczoraj chyba wszystko sobie ustalili. Teraz byli parą, ale tak na poważnie. Chociaż, przecież przed tą całą rozmową też byli razem, prawda? Co więc się zmieniło? Co zmieniło się w Magnusie? Pierwszy raz w życiu miał takie problemy miłosne. To nie tak, że nigdy z nikim nie był, bo spotykał się zarówno z kobietami jak i mężczyznami. Po prostu zawsze to było takie proste. Jego związki się zaczynały i kończyły. Czasem przywiązał się do kogoś bardziej, czasem mniej. Uważał, że stworzenie relacji z drugim człowiekiem jest banalnie proste i śmiał się czytając romanse, w których droga do stworzenia związku była okupiona wieloma przeszkodami i zawiłościami. Przecież w prawdziwym życiu wszystko było takie proste. Tak mu się wydawało.
           Teraz leżał obok niego niebiańsko przystojny nastolatek a na dodatek jego uczeń. Był z nim już prawie miesiąc, a czuł jakby dopiero teraz zostali parą. Dlaczego? Czemu Bane nie działał tak, jak miał to w zwyczaju robić? Czemu skradał się, czaił, ukrywał swoje uczucia? Kto jak kto, ale on był w tych sprawach doświadczony. Więc dlaczego wszystko wydawało się takie nowe, takie nieznane? Zachowywał się jak szczeniak w okresie dojrzewania. Jakby to on był uczniem liceum, a Alec jego nauczycielem.

   Przesunął zdrętwiałą rękę pod głową chłopaka i wplótł palce w hebanowe kosmyki. Wpatrywał się w śpiącego chłopca bawiąc się jego włosami. Po chwili usłyszał niewyraźne mruknięcie i Alec wtulił się w jego pierś. Ale nie na długo. Magnus wiedział, że śpioch zaraz się obudzi, bo niemiłosiernie wiercił się szukając wygodnej pozycji. W końcu otworzył oczy i błękitne tęczówki zwróciły się w prost na twarz nauczyciela. Na twarzy Lightwooda pojawił się niewyraźny, zaspany uśmiech.

- Dzień dobry, aniele. - szepnął Magnus przeczesując czarne włosy.

- Aniele? - jego głos był zachrypnięty.

- Przyzwyczajaj się. - Bane schylił się i pocałował chłopaka w czoło. Ten najpierw lekko ukrył twarz w kołdrze, ale za chwilę przewrócił na plecy i rozciągnął ziewając głośno.

- Która godzina. - spytał przecierając zaspane oczy. Wyglądał przesłodko. Włosy z jednej strony sterczały we wszystkich możliwych kierunkach, a z drugiej gładko przylegały do głowy. Dodatkowo na policzku odcisnął się ślad od poduszki. Magnus nie potrafił się nie uśmiechnąć.

- Myślę, że koło dziesiątej.- odpowiedział i sięgnął po komórkę leżącą na stolik nocnym chcąc potwierdzić swoje słowa. - Dziewiąta pięćdziesiąt cztery. Niewiele się pomyliłem.

- Gratuluję. - mruknął Alec sarkastycznie ale mimo to uśmiechnął się promiennie. - To co, zrobisz mi jakieś przepyszne śniadanie?

- Coś mogę zrobić, ale nie gwarantuje, że będzie dobre. - Zrzucił z siebie kołdrę i ziewając ruszyłna bosaka w stronę kuchni.

- To ja może zajmę się kawą. - zaproponował brunet, ale zamiast zwlec się z łóżka, owinął się ciasno pierzyną i zamknął oczy.

- Mhm. Już to widzę.

   Magnus wychodząc z sypialni wciąż zastanawiał się co w tym chłopcu jest wyjątkowego. Bo nie miał wątpliwości, że jest dla niego kimś zacznie więcej niż tylko przelotną znajomością.

***

- Wiesz, zawsze śmiałem się z tego całego ustalania zasad związku. - odezwał się Magnus gdy tylko przełknął kawałek omleta.

- O co dokładnie ci chodzi? - młodszy siedział naprzeciwko niego przy stole zajadając się przygotowanym, przez nauczyciela daniem, z ogromnym zapałem. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że omlet z pomidorami w wersji Magnusa Bane był więcej niż smaczny. Mógłby go jeść codziennie na śniadanie i chyba nigdy by mu się nie przejadł.

- Oj nie mów, że nigdy nie oglądałeś ani nie czytałeś tych tanich romansów. - wyjaśniał. - Wiesz, chłopak, dziewczyna, są razem ale tak właściwie przełomową częścią ich związku jest ustalenie zasad i określenie tego, co na prawdę ich łączy.

- Raczej nie czytam tego typu książek, a telewizji też staram się unikać. - przyznał wzruszając ramionami, by podkreślić swoje słowa. - Nigdy też nie byłem w związku, więc moje doświadczenie w tych sprawach, prawdę mówiąc, nie istnieje.

- Ale rozumiesz o co mi chodzi?

- Mniej więcej. - przytaknął.

- No więc właśnie! Zawsze uważałem coś takiego za całkowity idiotyzm! Bo przecież związek powinno się czuć, a nie ustalać między sobą co i jak. Myślałem o tym na zasadzie: jestem szczęśliwy tylko w tych, tych i tych określonych sytuacjach.

- Do czego dążysz? - Alec zmarszczył brwi. Czasem wywody i sposób myślenia Magnusa mogły doprowadzić do bólu głowy, ale brunet właśnie teraz stwierdził, że chyba już się przyzwyczaił skoro tak cierpliwie to znosił.

- O naszą wczorajszą rozmowę. - uśmiech Bane'a rozjaśnił całe pomieszczenie, mimo że na zewnątrz kropił deszcz a niebo przysłaniała gruba warstwa chmur. - Widzisz wyjaśniliśmy sobie wszystko. Powiedzieliśmy co nas trapiło i w jakim kierunku chcielibyśmy skierować nasz związek. Zobacz teraz na naszą relacje. To jest coś zupełnie innego, jakbyś ty czuł się swobodniej ale ja też mam wrażenie, że mogę sobie pozwolić na więcej. Stwierdziliśmy jasno: chcemy być razem, na poważnie, no i w końcu tak zaczęliśmy się zachowywać. Teraz rozumiesz?

- Tak jakby. - westchnął. - I to nad tym tak kontemplowałeś?

- Poniekąd.

- Przyznam ci rację. - Alec zerknął na szare niebo za szybą, która aż wołała, żeby ją umyć. - I coś jeszcze. Teraz bardziej mi się podoba. W końcu czuję się, jakbym był w związku.

- Człowiek uczy się przez całe życie. - zaśmiał się Bane i splótł swoje palce z chłodnymi palcami Aleca na blacie. - A myślałem, że w sprawie relacji międzyludzkich nic mnie już nie zaskoczy.

- Uważasz się za eksperta?

- Zdecydowanie tak. - przytaknął i zaśmiał się melodyjnie. Lightwood już dawno stwierdził, że śmiech Magnusa jest bardzo przyjemny i że mógłby go słuchać całymi dniami.

- Wiesz, chciałbym prosić cię o pomoc. - nagle stał się zupełnie poważny zwracając się do starszego mężczyzny. 

- O co chodzi?

- Bo wiesz... W szkole jeden taki upierdliwy nauczyciel, który się na mnie uwziął, kazał całej klasie napisać referat na środę. Znaczenie religii w średniowiecznej Europie, mówi ci to coś?

   Magnus tylko westchnął.

***

   Otwierając drzwi i wchodząc do przedpokoju swojego domu Alec czuł się rozdarty. Z jednej strony miał spaniały humor- w końcu zaczęło mu się układać z Magnusem. Miał wrażenie, że teraz może być już tylko lepiej. Co więcej nowa sytuacja przestała być taka całkiem nowa. Niby wciąż się uczył, ale zauważył, że wszystko przychodzi mu zdecydowanie swobodniej i bardziej naturalnie.
          Z drugiej strony nie chciał wracać do domu. Gdyby tylko mógł zostałby w lofcie na Brooklynie cały dzień. I może noc. I jeszcze następny dzień. Jak tylko opuścił kamienicę poczuł przejmujący chłód, ale na pewno powodem nie była paskudna pogoda. Dopiero co rozstał się z Magnusem a już zaczął za nim tęsknić. Kolejne nowe uczucie do listy. Bardzo nieprzyjemne i smutne uczucie.

   W każdym razie wchodząc do domu nie czuł tej ulgi, która zawsze towarzyszyła mu gdy tylko przekraczał próg. Szczerze mówiąc słysząc głos mamy i Jace'a z salonu odrobina jego szczęścia zbuntowała się i zniknęła w otchłani jego umysłu. Ale tylko odrobina, bo gdy tylko wracał myślami na Brooklyn uśmiechał się pod nosem.

- Dzwoniłam do twojego wychowawcy. Jace, jesteś  dopiero w pierwszej klasie a już masz problemy z nauką? - Ton Maryse jak zwykle sugerował, że każdy sprzeciw czy próba pyskowania może zakończyć się na prawdę źle. Ta kobieta gdy tylko chciała potrafiła odeprzeć wszystkie racjonalne argumenty jednym słowem wypowiedzianym w odpowiedni sposób. Była doskonałym mówcą i wykorzystywała to wychowując trójkę dzieciaków.

- Nie z nauką, tylko z fizyką. - Jace jak zwykle podjął wyzwanie. Albo ton matki nie robił na nim wrażenia, albo chciał pokazać, że nie tak łatwo jest go złamać.

- Aż z fizyką! Czy ty widziałeś swoje oceny? Jeśli nic się nie zmieni będziesz musiał w sierpniu pisać poprawkę!

- Cześć mamo. - Alec stanął w drzwiach przerywając poważną rozmowę.

- Och, Alec. Zguba się znalazła? - Maryse spojrzała na chłopaka trudnym do rozszyfrowania spojrzeniem. Jednocześnie mogło ono oznaczać, że się martwiła, albo że wiedziała więcej niż powinna. Brunet przełknął ślinę.

- Zguba? - zerknął na stojącego za matką Jace'a. Ten delikatnie skinął głową. Czyli to ich sprawka. Że też samo o tym nie pomyślał. Była już prawie dwunasta, a on dopiero wrócił do domu. - Ach tak! Już okej, wszystko załatwiłem. - improwizował.

- To dobrze. - odetchnęła rodzicielka. - Gdy Isabelle powiedziała o tym telefonie trochę się zaniepokoiłam. Gorzej byłoby gdybyś gdzieś zapodział dokumenty albo portfel.

- Ale nic takiego się nie stało. - uśmiechnął się.

   Maryse była surową i pewną siebie kobietą, ale w stosunku do dzieci bywała nadopiekuńcza. Całe rodzeństwo Lightwoodów było przyzwyczajone do pouczania, ciągłych rad, martwienia się o ich przyszłość oraz do ciągłego przypominania o czapce i szaliku w mroźne dni. Kochała dzieci ponad wszystko, nawet Jace'a, który nie był jej rodzonym synem. 

    Małżeństwo Lightwoodów pracowało w sporej, międzynarodowej korporacji Conclave.  Maryse była dyrektorem Nowojorskiej filii firmy i reprezentowała ją na wielu spotkaniach sztabu. Robert, mąż Maryse, był kierownikiem ds. kontaktów międzynarodowych. Przez małżeństwa często nie było w domu, wciąż wyjeżdżali na różnego rodzaju delegacje. W tej chwili Robert załatwiał ważne sprawy w Indiach. Wyjeżdżając zabrał ze sobą najmłodszego z Lightwoodów- Maxa. Stwierdził, że chłopak powinien poznać inne kultury, zobaczyć jak wygląda życie poza Nowym Jorkiem. Maryse przez jakiś czas kłóciła się o ten wyjazd z mężem. Nie podobała jej się wizja wyjazdu dwunastolatka w czasie trwania roku szkolnego. W końcu odpuściła. 

- Uważaj następnym razem.- pouczyła syna i z troską przeczesała jego czarne włosy. Alecowi mimowolnie ten gest skojarzył się z Magnusem. Odwrócił wzrok błagając w duchu, żeby matka nie zobaczyła rumieńca na jego twarzy. 

   W tym czasie Jace próbował niezauważony opuścić salon, by nie kontynuować niezbyt miłej rozmowy o jego ocenach. 

- A ty gdzie się wybierasz młody człowieku? - ton Maryse z czułego i pełnego miłości stał się chłodny, zdecydowany ale... wciąż pełny miłości. 

- Nie chciałem wam przeszkadzać? - uśmiechnął się blondyn. Spojrzał na Aleca błagalnym spojrzeniem. Ten tylko pokręcił głową dając znak, że raczej nic w tej sprawie nie wskóra. 

- Alec, zostaw nas samych, muszę z twoim bratem omówić pewną sprawę. 

   Kolejne błagalne spojrzenie i mina zbitego psa. Jace jak nikt inny potrafił manipulować ludźmi. 

- A może uda mi się pomóc, jeśli dowiem się o co chodzi? - Brunet postanowił spróbować pomóc młodszemu bratu. Już za to został obdarzony najpiękniejszym uśmiechem we wszechświecie. Przewrócił oczami i spojrzał Maryse prosto w oczy.

- W sumie.. może to masz racje. Sytuacja prezentuje się następująco: oceny Jace'a z fizyki pozostawiają na prawdę wiele do życzenia. Jego wychowawca powiedział mi, że jeśli nie poprawi chociaż połowy ocen do końca grudnia to będzie miał jedynkę na półrocze. Spójrz tylko na niego, Alec! Przecież on nawet nie rozumie powagi sytuacji!

- Wyobraź sobie, że rozumiem. - stwierdził spokojnie blondyn siadając przy dużym, drewnianym stole. - I mam zamiar te oceny poprawić.

- Kiedy? Po puki co jakoś nie palisz się do nauki. Poza tym rozmawiałam również z nauczycielem fizyki. Powiedział mi, że ty kompletnie nie rozumiesz tego przedmiotu! Potrzeba ci korepetytora. 

- Tak się złożyło, że mam brata na mat-fizie. - uśmiechnął się zerkając na milczącego Aleca, który jakby dopiero w tej chwili wrócił do rzeczywistości. 

- O nienienie. Odpada. Nie nadaję się na nauczyciela. Wszystko ci tylko poplątam. 

- Nie możesz chociaż spróbować? - nalegał Jace.

- Kiedyś tłumaczyłem Izzy prawo Faradaya i indukcje. Nie rozumiała w ogóle co do niej mówię, nie wspominając już o nauczeniu jej czegoś. 

- Ale ja nie jestem Izabelle. 

- Masz rację. - przytaknął brunet. - Ona jest jednak inteligentniejsza.

- Grabisz sobie. Za dużo czasu z Banem. 

    Alec chciał cofnąć się o krok, ale nie mógł się ruszyć z miejsca. Znów się zaczerwienił i zdziwiony patrzył na brata. 

- Czemu uważasz, że...

- Och, Alec proszę cię. Przecież prawie każdą przerwę spędzacie razem. 

- Bane? - niespodziewanie wtrąciła się Maryse. - Jaki Bane?

- Nie ważne.- mruknął Alec.

- Nowy historyk. - Jace wszedł mu w słowo szczerząc się jak głupi. - Magnus Bane.

- Magnus? I historia? Ach! Ale czego ja się spodziewałam, przecież co jak co, ale zaskakiwać to on potrafi. Nauczyciel historii... - Maryse wybuchnęła śmiechem. Chłopcy spojrzeli na siebie zdziwieni. Już dawno nie widzieli, żeby ich matka była taka wesoła. - Jeśli wciąż jest takim dzieciakiem to nie wyobrażam go sobie siedzącego za biurkiem z poważną miną, sprawdzającego kartkówki. 

- Znasz go? - Jace pierwszy odzyskał rezon i zadał dręczące obydwu pytanie. 

- Magnusa? Oczywiście! Jest synem państwa Bane'ów, których znałam dość dobrze jeszcze za młodu. - tłumaczyła. - Pamiętam go jak był takim brzdącem. Mały geniusz - tak na niego wszyscy wołali. 

- Geniusz? - dopytywał się brunet, gdy chwila zaskoczenia minęła. 

- Oczywiście! Wygrał krajowy konkurs fizyczny, najlepszy uczeń w całej szkole, nie miał nigdy średniej niższej niż 5.0. Każda uczelnia stała przed nim otworem i przypuszczam, że uniwersytety walczyłyby między sobą o takiego ucznia. Ale, że historia? Że został nauczycielem? Tego bym się po nim nie spodziewała. - zaśmiała się jeszcze i ruszyła w stronę kuchni. 

- Krajowy konkurs fizyki? - szepnął Jace.

- Wyczuwam kłopoty. -mruknął Alec w tym samym momencie. Wyglądało na to, że rozmowa o ocenach blondyna została zakończona. 

___________________
Rozdział jest! :D Ten tydzień jeszcze się nie skończył, więc wywiązałam się z obietnicy. ;) 
Sami oceńcie, jak wyszedł. Mam nadzieję, że nie jest za krótki, bo jeśli chodzi o ostatni rozdział to chyba pobiłam rekord na najkrótszą część opowiadania ._. 
Przy okazji pozdrawiam pewną osobę, która mnie mocno skrytykowała :D Wierzę, że jeszcze uda mi się przeciągnąć Ci na moją stronę i zgodzisz się pomóc w tworzeniu tego opowiadania :*

Jak zwykle wspomnę o ty, jak miło się robi na sercu, gdy czytam komentarze ;) 
I o tym, że jeśli jesteście leniwi to pod notką możecie ocenić czy rozdział się podobał. 

Pozdrawiam serdecznie 
Koneko :*


9 komentarzy:

  1. OMG. Czekałam, czekałam, wciąż sprawdzałam i oto jest! Piękny rozdział, jestem zachwycona. Chociaż moim hobby jest sprawianie bohaterom cierpienia i dramatyzowanie, to ten rozdzialik ma w sobie taką optymistyczną, radosną energię, której również tak bardzo potrzeba. Jace łączący fakty -może wcale (xd) nie jest taki głupi; Magnus jako genialny fizyk -a to ci dopiero; no i oczywiście Maryse wspominająca "brzdąca" -robi się ciekawie. Wspomnienia nie zawsze przynoszą coś dobrego... To znaczy, ugh, nieważne nie słuchaj mnie. To tylko moja irracjonalna potrzeba podręczenia emocjonalnie bohaterów, przez co i siebie. Nieważne.
    Świetny rozdział, ale widziałam kilka literówek albo błędów ortograficznych. Masz jakąś betę? Beta to dobra rzecz, a dobre opowiadania zasługuje na dobre rzeczy.
    Tak więc życzę weny i czekam niecierpliwie na następny. :D

    Ch. XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał :D
      Bety nie mam, ale pracuję nad koleżanką, żeby zgodziła się mnie korygować, chociaż jak na razie nie idzie :/
      Z ortografią niezbyt się lubimy, ale staram się jak mogę nie popełniać rażących błędów.
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  2. Och jaki krótki ;( czekam już na następny ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka mnie po prostu rozwaliła. Śmieje się do ekranu. Nie dodam jak rodzice na mnie patrzą...
    Nie spodziewałam się po Magnusie mistrza fizyki. Genialne. Nie żałuje, że trochę czekałam na ten rozdział. Było warto. Oby tak dalej dziewczyno, bo masz talent i to wielki.
    Marys wspominająca małego "brzdąca", korporacja Conclave, przebłyski inteligencji Jace'a, Alec korepetytor Izzy...
    Skąd ty masz te pomysły?
    Pozdrowienia. Życzę bardzo gorąco veny :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zawsze super! Fajnie poprowadzilaś te postaci. Uwielbiam je! Końcówka była zaskakująca. Jace ma teraz kogo poprosić o korepetycje:-) Pozdrawiam i mnóstwa weny życzę! Ashaida

    OdpowiedzUsuń
  5. "Jace Lightwood czyli przenośny zestaw problemów z automatycznym napędem i funkcją irytacji od świtu." - najlepszy tekst ever. Muszę go sobie gdzieś zapisać. ;)
    Rozdział świetny, jak zwykle nie mogłam się oderwać. Z niecierpliwością czekam na kolejne. Rozwaliło mnie to - serio, Jace, korki? :) Muszę to zobaczyć. Dużo weny, rozdziały jak najdłuższe, jak najczęściej i jak najwięcej oraz oczywiście słodkiego Malec. Czekam, bo wciągnęłam się na maksa i nie mogę się oderwać. Pisz!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze świetnie! O mało nie spadłam z krzesła przez rozmowę o ocenach Jace'a zapewne dlatego że kocham gdy coś mu nie wychodzi jemu albo komuś innemu to jest nieważne (sadystka tak wiem XD). Jest tylko jeden błąd który wkurza (przynajmniej mnie) to że piszesz określenia typu brunet powiedział itp. z jakiegoś powodu mnie to irytuje więc proszę popraw to bo tak piszesz wspaniałe opowiadania trochę miłości ale i trochę nienawiści to to co lubię a w połączeniu z żartami i sarkazmem to poprostu ideał życze (i licze na to) żeby wena cię nieopuściła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Określenia typu "brunet powiedział" wrzucam żeby uniknąć powtórzeń, na które jestem strasznie wrażliwa ._.
      Jeśli to na prawdę przeszkadza to... kurde spróbuje coś wykombinować. Jeśli masz jakieś pomysły, żeby uniknąć pisania wciąż "Alec powiedział" To będę ogromnie wdzięczna ^^"

      ~Koneko

      Usuń