piątek, 25 września 2015

Miasto Kości I


Może na wstępie napiszę, że napisane przeze mnie fragmenty są jakby... historią nienapisaną xD To co mogłoby dziać się z Aleciem podczas gdy akcja książki skupia się głównie na Clary i Jacie. Oraz trochę Przemyśleń Magnusa. 

Zapraszam do czytania.


     Magnus obudził się koło południa. Usiadł rozczochrany na łóżku i wpatrywał się w drzwi sypialni. To dopiero była impreza, albo raczej byłaby, gdyby nie wampiry. Dlaczego Dzieci Nocy zawsze musiały się o coś kłócić? Wstał zaspany i ruszył do łazienki. Wziął szybki prysznic, ułożył włosy a oczy lekko podkreślił złotymi kreskami nad linią rzęs. Przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze i uśmiechnął.
-Współczuję ludziom, którzy nie mogą wyglądać tak świetnie jak ja. -powiedział z przekonaniem wciąż przyglądając się samemu sobie. Wyszedł z łazienki i stanął w dużym, pustym salonie. Okna wciąż brudne od kurzu i farby przepuszczały niewielka ilość światła, a podłoga była pokryta kurzem i gdzieniegdzie widać było plamy, których pochodzenia Magnus nie chciał znać. Skrzywił się lekko na ten widok. Przeciągnął się i pstryknął palcami. W mgnieniu oka mieszkanie zmieniło się nie do poznania. Na środku salonu stała teraz czerwona kanapa z dwoma podobnymi fotelami i niedużym stolikiem kawowym pomiędzy. Z okien zniknął brud a pojawiły się malinowe firanki wpuszczające do wnętrza morze światła. Ściany pokryły się biało- różową barwą i egzotycznymi wzorami. Naprzeciwko sofy stał teraz duży telewizor.
 Czarownik jeszcze raz rozejrzał się naokoło i skinieniem głowy przyznał samemu sobie dodatkowe punkty za wyczucie stylu. Usiadł na jednym z foteli i pstryknięciem palców włączył jeden ze swoich ulubionych programów modowych.
   Myślami jednak krążył zupełnie gdzie indziej. Przypomniał sobie wczorajszą, a właściwie dzisiejszą noc i niespodziewanych gości. Czwórka Nocnych Łowców i przyziemny. Niezbyt często spotykane połączenie. Clary, córka Jocelyn, wyglądała dokładnie jak jej matka w młodości. Magnus uśmiechnął się na to wspomnienie. Pamiętał tę noc, gdy Nocna Łowczyni roztrzęsiona przyprowadziła do niego córkę szukając pomocy, a on stworzył jedno ze swoich najlepszych dzieł. Tak, zdecydowanie był z siebie dumny. Może i porozmawiał by trochę dłużej z Clary gdyby nie Nocny Łowca, który jej towarzyszył, wchodził w zdanie, mądrzył się. Jak mu było? Jassie? Jace? Nie ważne. Irytująca pijawka. Chełpił się, zachowywał jakby był pępkiem świata. Magnus to co innego. On był świetny i po prostu nie rozumiał jak można go nie uwielbiać. Swoje już przeżył, więc zasłużył sobie na ten przywilej bycia w centrum uwagi, ale ten szczeniak? Bane nie był jasnowidzem, ale czuł, że chłopiec będzie źródłem problemów.
   I był z nimi jeszcze jeden. Cichy, w znoszonym, czarnym swetrze. Czasem się odzywał ale całą swoją postawą zdawał się ukrywać, robić wszystko by nikt na niego nie spojrzał. I te jego oczy. Smutne, błękitne oczy, w których można było po prostu utonąć. Był na tyle przystojny, że gdyby miał charakterek blondyna to mógłby spokojnie mieć każdą. Dziewczyny oglądałyby się za nim na ulicy, same pchały do łóżka. Ale on chował się i przez to sprawiał wrażenie przeciętnego, a na pewno taki nie był. Jedna rzecz mu nie pasowała. Jego relacja z Jacem. Byli przyjaciółmi, ale czy tylko przyjaciółmi? Niebieskooki wciąż spoglądał ukradkiem na przyjaciela, który niczego nie zauważał. Co ich łączyło? Może byli parabatai? W sumie to bardzo prawdopodobne. Magnus z własnego doświadczenia wiedział jak posiadanie tej niezmywalnej runy działało na ludzi. Mimo wszystko było mu go szkoda. Samo przyjaźnienie się z Jacem musiało być torturą.
   Była jeszcze chyba jedna Nocna Łowczyni i przyziemny, ale im nie miał czasu się dokładniej przyjrzeć. Spojrzał na ekran przed sobą i skrzywił się na widok chudej modelki w wymyślnych budach, w których ledwo chodziła, obcisłej sukience i wysokim, postawionym kołnierzu ograniczającym pole widzenia.
Wstał, a telewizor zgasł. Uznał, że powinien iść coś zjeść, więc założył na siebie wąskie czarne spodnie z kolorowymi łatami na jednej nogawce i przyozdabiane klamrami, błyszczącą, czerwona bluzkę i wysokie, brązowe buty sięgające mu do połowy łydki. Przejrzał się w lustrze, sięgnął po odrobinę brokatu i obsypał nim włosy. Teraz był gotowy do wyjścia.

***

W piekarni na rogu kupił swoje ulubione drożdżówki a w małej kawiarni pachnącą kawę. Wracał do domu wąska uliczką prowadzącą między starymi blokami. Miejsce było dość odludne, mało osób tędy przechodziło, zwłaszcza o tej porze- wszyscy pracowali. O ile Bane uwielbiał znajdować się w centrum uwagi to od czasu do czasu ubóstwiał spokój i urok wąskich uliczek. Często szukał samotności właśnie w takich miejscach. Podniósł kubek z kawą do ust gdy usłyszał przeraźliwy dźwięk. Rozejrzał się dookoła ale nic nie zauważył. Poczuł za to nieprzyjemny zapach, oznaczający obecność demona. Kilka razy głębiej wciągnął powietrze obracając się w różnych kierunkach i już po chwili wiedział, gdzie znajduje się źródło odoru. Trzymając w jednej ręce papierową torbę z drożdżówkami a w drugiej gorącą kawę ruszył we wcześniej ustalonym kierunku. Gdy tylko wyjrzał zza rogu niewielkiego budynku stanął jak wryty. Przed nim młody, ciemnowłosy Nefilim walczył z demonem przypominającym wielgachną jaszczurkę. Seraficki nóż jaśniał w dłoni wojownika, którego skóra w zimnym blasku ostrza wydawała się prawie przeźroczysta. Nie miał na sobie stroju bojowego, więc Magnus przypuszczał, że demon zaatakował go niespodziewanie.
  Chłopak całkiem nieźle sobie radził ale Bane nie byłby sobą, gdyby trochę nie namieszał. Wyciągnął rękę w której trzymał kawę i wystawił wskazujący palec, z którego wyskoczyło mnóstwo niebieskich iskier. Jasny promień trafił w potwora i przeszył go na wylot. Czarownik wcale nie był zdziwiony tym, że jego drobna ingerencja wcale nie zaskoczyła Nocnego Łowcy. Chłopak momentalnie wykorzystał sytuację i ciął anielskim ostrzem oddzielając głowę potwora od reszty jego ciała. Z rany wytrysnęła czarna krew demona brudząc ubranie i twarz chłopaka, który lekko się skrzywił. Dopiero teraz Magnus zdał sobie sprawę, że zna młodego Nefilim. Ciemne włosy, czarny sweter i ciemne spodnie kontrastowały z prawie białą skorą, a kiedy odwrócił się w stronę czarownika, ten już nie miał najmniejszych wątpliwości, kto przed nim stał. Para błękitnych oczu patrzyła się na niego ze zdziwieniem i zakłopotaniem. Zaraz uciekł wzrokiem i spojrzał w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się demon.
  Magnus uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę chłopca.
-Nie prosiłem cię o pomoc- rzucił nefilim zimnym tonem. Wciąż nie patrzył na czarownika a ręce schował głęboko do kieszeni.
-Jesteśmy na Brooklynie, to moja dzielnica, czyli mogę robić tutaj co mi się tylko podoba. Oczywiście, jeśli nie łamię zasad narzuconych przez Clave, a pozbywanie się demonów chyba nie jest przestępstwem?
  Zapadła cisza. Nefilim wciąż podziwiał swoje stopy i interesował się wszystkim naokoło. Wszystkim co nie było Magnusem.
-Byłeś wczoraj u mnie- czarownik przerwał milczenie.- Wiesz kim jestem, chociaż szczerze mówiąc trudno nie wiedzieć. Może chociaż się przedstawisz?
-Alec. -mruknął chłopak.- Alexander Lightwood.
-Alexanderrr- zamruczał Bane i podszedł do Nocnego Łowcy, który się lekko zarumienił- ślicznie. -dodał z uśmiechem. - Dasz się zaprosić na śniadanie?
-Śniadanie?!- w tym momencie Alec spojrzał na czarownika ze zdziwieniem "w końcu" pomyślał Magnus- przecież jest już po 14.
-Wiesz, mam w zwyczaju długo spać. Więc jak? Idziemy czy nie- podniósł rękę, w której trzymał pachnące pieczywo- Ale chyba powinieneś się przebrać. Demoniczna posoka nie najlepiej komponuje się z ciemnymi kolorami.
-Zacznijmy od tego, że nigdzie z tobą nie idę- odparł chłopak i odwrócił się chcąc odejść.
-A jeśli jeszcze raz ładnie poproszę? -powiedział słodkim głosem- I przy okazji zapytam dlaczego Nocnego Łowce wywiało taki kawał od Instytutu? -dodał chłodnym tonem.- Nie masz stroju bojowego, czyli nie tropiłeś tego demona.
-Nie mam zamiaru spowiadać się podziemnemu.
  Magnus cofnął się o krok. Słowa potrafiły ranić, a te były dla niego jak policzek. Nie odezwał się. Po prostu stał i przyglądał się odchodzącemu Alecowi. Przecież to było oczywiste, on jest podziemnym, Alexander jest nefilim. Jak mógł chociaż pomyśleć, że... No właśnie, że co? Musiał w końcu to przyznać sam przed sobą. Lightwood mu się podobał. Jego niebieskie oczy, blada skóra i kontrastujące ciemne włosy. Był taki przystojny, ale był też Nocnym Łowcą.
  Bane zmarszczył brwi. Co się z nim dzieje, tak od razu się poddać? O nie! Nie ma mowy.
W ułamku sekundy podjął decyzję i ruszył za chłopakiem szybkim, zdecydowanym krokiem. "Magnusowi się nie odmawia"

***

  Przez chwilę Alec czuł ulgę. Poszło łatwiej niż myślałem. Był pewien, że czarownik tak łatwo nie odpuści, ale wystarczyła tylko mu przypomnieć, że jest podziemnym i to załatwiło sprawę. Kącik jego ust drgnął, ale zaraz chłopak znowu spoważniał. Przyjrzał się swoim dłoniom i brudnemu, śmierdzącemu swetrowi. Lepiej, żeby żaden przyziemny nie zobaczył go w takim stanie. Sięgnął ręką po stelę, którą trzymał w kieszeni spodni gdy poczuł ciepły uścisk wokół nadgarstka. Obrócił się błyskawicznie odskakując na bezpieczną odległość, gotowy do ataku. Spodziewał się praktycznie wszystkiego, ale nie kocich oczu patrzących na niego, w których widać było figlarną iskierkę. Jednak tak łatwo nie odpuści...
-Zajmę się tym. -wyszczerzył się czarownik mierząc chłopca wzrokiem. Pstryknął palcami, a Alec odruchowo zamknął oczy. Gdy je otworzył miał wrażenie, że nic się nie stało. Był w tym samym miejscu co przedtem, Bane stał obok przyglądając się z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy. Rozejrzał się zdezorientowany i poczuł, że coś jest nie tak. Znów spojrzał na ręce i prawie się przewrócił. Czarna posoka zniknęła razem z jego swetrem. Miał teraz na sobie Błękitną, luźną koszulkę odkrywającą umięśnione, pokryte runami ramiona. Spodnie nie były czarne tylko granatowe, dziurawe na jednym kolanie. Sięgnął do paska. Stela i miecz były na swoim miejscu. Mimowolnie odetchnął z ulgą. Spojrzał na czarownika ze złością.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz! -Podniósł głos. On? Przecież mógłby uchodzić za oazę spokoju... Zazwyczaj. Dzisiaj rano przecież prawie pobił Clary po tym jak wspomniała, że on.... Zdecydowanie powinien przestać myśleć!
-Czemu mam sobie żartować? -Spytał Magnus niewinnym głosikiem. - Koszulka podkreśla twoje śliczne oczy i przy okazji eksponuje mięśnie. - uśmiechnął się i jeszcze raz dokładnie zmierzył Aleca wzrokiem.
-Nie myślisz, że będę tak chodził między ludźmi?!
-Czemu nie? Oni właśnie tak się ubierają.
-No właśnie, ONI! Ja nie jestem przyziemnym tylko nefilim i...
-Ale to nie znaczy, że masz nosić stare swetry i zachowywać się jak zmaltretowane psychicznie emo.
-E..emo? -Oczy Aleca były okrągłe ze zdziwienia. Na prawdę tak się zachowywał? Nigdy nie lubił być w centrum uwagi, nie był typem imprezowicza ale też nie postrzegał siebie jako ofiary. No może trochę, gdy porównywał siebie z Jacem. Ale blondyn to była inna liga, nie ten poziom. To tak jakby ameba porównywała się do sokoła szybującego w przestworzach. Poczuł lekkie pieczenie na policzkach. Rumienił się, jak zwykle. Nienawidził tego w sobie. Zawsze, gdy czuł się choć odrobinę zażenowany jego twarz przybierała kolor dorodnych buraczków. Nawet jakby chciał nie mógłby kłamać w tej kwestii, jego czerwone policzki zawsze zdradzały wszystko.
- Nie bierz tego do siebie- czarownik przerwał ciszę. - Po prostu nie rozumiem dlaczego ktoś taki przystojny udaje całkowicie przeciętnego.
No świetnie. Teraz to dopiero muszę wyglądać idiotycznie. Alec cały płonął. Jak facet może facetowi powiedzieć, że jest przystojny? I to w taki... zwyczajny sposób. Jakby rozmawiali o pogodzie. Cała jego twarz pokryła się czerwienią. Odwrócił się i ruszył przed siebie w losowym kierunku. Ręce schował do kieszeni.
   Magnus wyrównał z nim kroku.
-Nie odczepisz się, prawda?
 Czarownik tylko wzruszył ramionami i pomachał Nocnemu Łowcy przed twarzą torebką z cudownie pachnącymi drożdżówkami.
-Nie, dopóki nie zgodzisz się na małe co nieco. Najlepiej w parku. Usiądziemy na ławeczce, porozmawiamy, zjemy pyszne bułeczki. Tak się złożyło że kupiłem za dużo i kto to teraz zje?
Alec spojrzał na niego i uniósł brew.  Magnus zrobił minę, przypominającą Alecowi zbitego psa, która miała być chyba słodka i przekonać Nocnego Łowcę do przystania na propozycję czarownika. Chłopak parsknął śmiechem widząc nieudaną próbę Bane'a. Dopiero po chwili zauważył, że ten zatrzymał się i przyglądał mu z nieskrywanym zaskoczeniem.
-Łał...- powiedział tylko, ale zaraz się otrząsnął i ruszył w kierunku Lightwooda. - Nie  wiedziałem, że potrafisz się uśmiechać- rzucił takim tonem, że Alec nie był pewien, czy mówi na poważnie, czy to była tylko ironia.
-A czemu miałbym niby nie potrafić się uśmiechać?- Zapytał nefilim lekko zażenowany.
-Już mówiłem, zachowujesz się jak zakompleksiony nastolatek mający zamiar podciąć sobie żyły.
-Po pierwsze jestem nastolatkiem -rzucił zirytowany. -a po drugie to na prawdę, aż tak źle to wygląda?
-Zdecydowanie tak- pokiwał głową czarownik.
  Weszli na główny deptak prowadzący do niewielkiego parku. Alec poczuł nagle na sobie spojrzenia ludzi. Przeszedł go dreszcz. Mijały ich rozchichotane dziewczyny, szepcące i spoglądające na nich z zachwytem. Kilka razy spojrzenie chłopaka spotkało zaciekawione spojrzenia przechodzących nastolatek. Ku zdziwieniu Aleca to one odwracały wzrok całe czerwone na twarzy. Był przyzwyczajony do takich sytuacji gdy szedł po mieście z Jacem. Działał na płeć przeciwną jak lep na muchy. Ale on? Ten Alexander Lightwood? Czyżby czarownik miał racje?
-Gdybyś chciał, mógłbyś mieć każdą.- Powiedział Magnus jakby czytając chłopakowi w myślach. Niebieskooki spojrzał na niego, ale ten patrzył przed siebie, popijając zimną już kawę.
-Gdybym chciał... -Alec powiedział to cicho, sam do siebie, ale Bane usłyszał jego słowa i zmarszczył brwi.
-A nie chcesz?
   Nocnny łowca znów oblał się rumieńcem.
-Po prostu już mam kogoś na kim mi zależy. -Szepnął, ale wyglądało na to, że jego towarzysz wszystko usłyszał. Zatrzymał się przy pustej ławce i usiadł na niej wyciągając w stronę nefilim torbę z jedzeniem.
-A więc to tak... Opowiesz mi dlaczego to walczyłeś dziś z demonem taki kawał od Instytutu?- Dopytywał się Bane zdecydowanym, ale nie natarczywym tonem. Alec ugryzł nieduży kawałek drożdżówki i uśmiechnął się smutno.
-Nie miałem zamiaru walczyć z demonem. Po prostu... -spojrzał na siedzącego obok mężczyznę i jego kocie oczy, takie niezwykłe i hipnotyzujące. Nagle ogarnęło go dziwne uczucie. Jakby Magnus był osobą naprawdę godną zaufania. Kimś, komu może się zwierzyć bez obawy o konsekwencje. - Pokłóciłem się z kimś, dla mnie ważnym. -mówił powoli, jakby ważył każde słowo. Nie wiedział do jakiego stopnia może być szczery.- Wyszedłem z Instytutu i po prostu poszedłem przed siebie gdy zobaczyłem tego demona. Jestem nefilim, nie mogłem pozwolić panoszyć mu się samopas po mieście, więc bez namysłu ruszyłem za nim. Trafiłem, o dziwo, aż na Brooklyn. Resztę już chyba znasz.
  Bane pokiwał głową zajadając się wypiekami.
-Skoro ja ci wszystko opowiedziałem, to może teraz ty mi coś wyjaśnisz?- Zaczął Alec przerywając chwilę ciszy.- Czemu się do mnie przyczepiłeś. Śniadanie?  Na prawdę? Nie wiedziałem, że czarownikom tak zależy na przyjaźni z nefilim, że aż jadają wspólne posiłki.
-Nie zależy mi na przyjaźnie. -rzucił beznamiętnie Bane. -Podobasz mi się i tyle.
   Alec otworzył usta ze zdziwienia a czarownik wepchnął mu do nich kolejną bułkę i uśmiechnął się figlarnie.
-Jak.. jak to podobam? w Jakim sensie? -Jąkał się Lightwood przełykając spory kęs.
-W normalnym. -Magnus był niebywale spokojny, jakby opowiadał o tym, co jadł wczoraj na obiad.- Jesteś przystojny, dobrze zbudowany, masz nieziemskie oczy. Po prostu mi się podobasz.
Alec wstał gwałtownie z ławki i patrzył teraz na towarzysza z góry.
-Nie mów mi że ty.. jesteś g.. gejem?
-Nie, nie jestem. Wolę określać siebie bi. Sam rozumiesz, żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka raz chłopaczek.- powiedział i mrugnął zalotnie do stojącego chłopaka.
  Nefilim cały poczerwieniał i zrobił krok do tyłu.
-Ty.. nie jesteś poważny.- Wykrztusił z siebie.
-W tych sprawach zawsze jestem poważny. -Magnus wciąż delektował się drożdżówką. Po chwili spojrzał Alecowi w oczy.- Alexander.. Jest w tobie coś, co mnie przyciąga. - Powiedział i wstał. Jego twarz od twarzy Nocnego Łowcy oddzielało tylko kilka centymetrów. Zdecydowanie za blisko!
- Wiesz, tak się składa, że muszę już iść. Dzięki za śniadanie i w ogóle. Miło było. Do zobaczenie kiedyśtam. -Powiedział na jednym wydechu i odwrócił się od czarownika. Ruszył zdecydowanym krokiem, ręce trzymając w kieszeniach, ze spuszczoną głową. Jak można być takim... bezpośrednim jeśli chodzi o uczucia. Tak po prostu powiedzieć facetowi, że mu się podoba?! To nie jest normalne. Ten gościu nie jest normalny. Wyczuwam kłopoty, baardzo poważne kłopoty.
   Odszedł już spory kawałek kiedy zatrzymał się i odwrócił, ale Magnusa już tam nie było. Westchnął cicho. Jego serce galopowało, a on próbował się uspokoić. W czarowniku było coś... coś co go przyciągało.
Spuścił głowę i ruszył w kierunku Instytutu z wielkim bałaganem w głowie.

________________________

 Troszkę nie chronologicznie ale mam nadzieję, że jakoś bardzo to nie przeszkadza. Tą historię postanowiłam podzielić na 2, może 3 części. Nie ma to jak kartkować książkę tylko po to, żeby jeszcze raz przeczytać najlepsze fragmenty >.<  Niby tak niedawno czytałam pierwszą część Darów Anioła ale mam wrażenie, jakby od tego czasu minęły wieki i kiedy znów przeglądałam Miasto Kości to zauważyłam jak Alec się zmienił. :D  W pierwszej części był szczerze powiedziawszy irytujący a Jace taki odjazdowy <3 po prostu go ubóstwiałam. Kto by się spodziewał, że rolę mogą się aż tak odwrócić :D

Jak zawsze zachęcam do komentowania bo dzięki temu wiem, że jest ktoś, chociaż jedna osóbka, która czyta moje wypociny ^^"

Pozdrawiam, Koneko <3


2 komentarze:

  1. Czytam i to jest fantastyczne^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł! Przecież oni w tym czasie też mieli jakieś życie, prawda? Akurat odnawiam sobie DA, więc cieszę się, że trafiłam na tę historię i będę mogła poszerzyć swoje horyzonty. Ogólnie super pomysł z tym spotkaniem. Magnus taki bezpośredni, a palnę sobie prosto z mostu, że koleś, którego widziałem wczoraj po raz pierwszy mi się podoba, a co mi tam. Kocham go!
    I wiesz co? Burczy mi w brzuchu. Skoczyłaby do piekarni, ale o tej godzinie...
    Ogólnie zarąbiste opowiadanie, czekam na cię dalszy i życzę jeszcze duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo weny.

    OdpowiedzUsuń