niedziela, 3 kwietnia 2016

Lazy day

- Maaagnus!- jęknąłem przeciągając samogłoski. - Nudzę się...

   Leżałem wyciągnięty na wielkim łóżku w sypialni mojego, najcudowniejszego na świecie, chłopaka. Był słoneczny, majowy poranek. Zjedliśmy razem śniadanie, wypiliśmy codzienną porcję kawy, trochę się poprzekomarzaliśmy i rozłożyłem się na miękkiej, aksamitnej pościeli w kolorach pomarańczu, złota i czerwieni.

- Myślałem, że Nocni Łowcy zawsze mają coś na głowie.- Uniósł brew. Na Anioła! Jak ja uwielbiałem jego mimikę. Każdy najdrobniejszy ruch, każdy uśmiech, nieświadomy gest. Znałem to wszystko na pamięć ale wciąż kochałem na niego patrzeć. Swego czasu stwierdziłem, że dorównuje urodą greckim bogom. Oczywiście tylko w myślach, przecież nie powiedziałbym mu czegoś takiego...

   Rzeczywiście, wspominałem coś o marnym losie zapracowanych Nefilim. Narzekałem, że mam zbyt mało czasu, żeby widywać się z Magnusem, często rezygnowałem ze snu, bo tylko w nocy miałem wolną chwilę. Wiele się działo. Jednak teraz... jakby czas się zatrzymał. Tutaj, w lofcie na jednej z Brooklynskich przecznic.

   Przewróciłem się na drugi bok przeciągając niczym Prezes Miau. To czarownik zawsze kojarzył mi się z kotem, ale w takich chwilach lenistwa zauważałem, że również ja mam wiele z tych "kocich" cech.

- Maaagnus! - miauknąłem. Obróciłem się w poprzek łóżka i spuściłem głowę w dól. Obserwowałem w tej pozycji mojego idealnego faceta. Że niby był pół demonem? Jawna kpina! Jak dla mnie przypominał raczej pół boga. Skoro ja byłem pół aniołem to dobraliśmy się wprost idealnie.

   Brokat w jego włosach błyszczał fantastycznie w ciepłych promieniach wiosennego słońca. Czarne kosmyki i niebieskie pasemka były jeszcze lekko wilgotne po porannym prysznicu i opadały na szerokie ramiona. Jeszcze nie zdążył się pomalować, a to tak jakby paradował przede mną całkiem nagi. Przynajmniej tak mi kiedyś powiedział. Czułem się wyjątkowy, bo tylko ja mogłem podziwiać go w takim stanie. No... w tej chwili. Byłem świadomy tego, że na przestrzeni lat całe tabuny ludzi i podziemnych mogło go takim widzieć. Ale dzisiaj nie miałem głowy do analizowania jego bogatego życia towarzyskiego. W tej chwili siedział przy biurku z nosem w jakiś papierach napisanych w nieznanym mi języku. Popijał już drugą tego ranka kawę i drapał się po głowie. Wszystko było w nim idealne.

- Maaagnusieee... - nudziło mi się, jak cholera. Spojrzał na mnie krzywiąc się. Tak, tę minę też uwielbiałem. Wyszczerzyłem się do niego. Czułem, jak moje włosy zamiatają drewniany parkiet, wychyliłem się jeszcze bardziej, żeby mieć lepszy widok. - Nudzi mi się. Zróbmy coś.

- Niby co? - znów uniósł brew.

- Cokolwiek! Zaraz tu umrę.

   Przecież to oczywiste! Jestem Nefilim, stworzonym i wychowanym na wojownika. Moim zadaniem było walczyć, bronić świat przed demonami. Jace dodałby, że jego obowiązkiem jest świetnie wyglądać. Cóż, coś w tym było. Ale Magnus wyznawał podobną zasadę. " Może świata nie zbawię, ale mogę chociaż się dobrze prezentować." No i wychodziło mu to, bez dwóch zdań.
          Wracając do wątku, Nocni Łowcy są ciągle w ruchu. Takie leniwe dni jak dzisiaj zdarzały się... Ostatnimi czasy dość często. Czułem się co najmniej dziwnie. Bo do tej pory żyłem w ciągłym biegu. To dlatego wariowałem. Na prawdę! Na Anioło, to było więcej niż pewne, że jeśli czarownik nie znajdzie dla mnie jakiegoś zajęcie umrę z nudów.

- Maaagnus! Nie słuchasz mnie! Nie widzisz, jak cierpię? Może pójdziemy coś zjeść?

- Dziesięć minut temu jadłeś śniadanie. - mruknął próbując się  skupić.

- To może zakupy? Kochasz zakupy. Wytrzymam te kilka godzin, zawsze to lepsze nić ta bezczynność.

- Jestem zajęty.

   Aż usiadłem prosto na miękkim materacu i spojrzałem na niego zdziwiony.

- Czekaj, dobrze zrozumiałem? Zaproponowałem ci wyjście na "shopping" a ty odmówiłeś?

- Dokładnie. - nie odwrócił wzroku od rozłożonych na blacie papierów.

- Jesteś chory. - stwierdziłem i podszedłem do niego. Położyłem dłoń na jego czole by sprawdzić, czy nie ma gorączki.

- Alec, do cholery! Nie widzisz, że pracuję? - zirytował się. A myślałem, że to niemożliwe. Chociaż... czarownik irytował się samym widokiem mojego parabatai. Ale to zupełnie inny rodzaj irytacji.

- Ale mi się nudzi. -marudziłem jak małe dziecko. Szczerze? Podobało mi się to. Miauczenie mu do ucha i sprawdzanie ile jest w stanie wytrzymać.
         Rodzice nie znosili takiego zachowania. Od razu zaczynały się kazania, że jestem Nefilim, że to nie przystoi, że powinienem być dojrzalszy. Magnus czasem traktował mnie jak dziecko. Doszedłem do wniosku, że przy nim mogę znów stać się dzieckiem, bo nie miałem okazji nim być, przez surowe wychowanie Nocnych Łowców.
          Więc wyglądało to tak, że Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu, często musiał wyczarowywać ( kraść) dla mnie przeróżne słodycze, zabierać na lody, do wesołego miasteczka, słuchać jak zachwycam się nowymi rzeczami a przede wszystkim przytulać. Oj, jak ja uwielbiałem kiedy mogłem się do niego przytulić, tak po prostu. Jakbym znów miał dziesięć lat.

   Usiadłem na biurku i zerknąłem na jego zgrabne, długie palce ozdobione tuzinem błyszczących pierścieni.

- To może ci pomogę? - spytałem już poważniej. Wszystko jednak ma swoje granice. - Albo zrobię herbaty? Może posprzątać?

- Siedzieć cicho, Aniele, nic więcej. - mruknął nie patrząc na mnie.

- Ale ja na prawdę nie wytrzymam.

- Idź potrenować z Chaysem.

- Jecem.- poprawiłem go. Nie miałem już wątpliwości, że przekręca imię mojego parabatai z czystej złośliwości, a nie przez słabą pamięć. -  I to odpada. Poszedł gdzieś z Clary i Izzy. Będę cię męczył przez cały dzień.

- Wiesz o tym, że ty mnie nigdy nie męczysz.- uśmiechnął się i zerknął na mnie tymi swoimi kocimi oczami. - Może trochę rozpraszasz.

- Daruj sobie, nie musisz mi aż ta słodzić. - zeskoczyłem z mebla i wróciłem na łóżko do mojej pozycji z głową na podłodze i resztą ciała na delikatnej pościeli.

- To może poczytaj?

- Niby co?

   Przez chwile patrzył gdzieś za okno. Zastanawiał się,  jaką książkę mi polecić?

- Czytałeś Pottera? - odwrócił się w moją stronę. Zmarszczyłem brwi.

- Co? Botera? Na Anioła, co to jest?

- Harry Potter, groszku. Gdzieś ty się uchował, że nie wiesz co to.

- W Instytucie. - wzruszyłem ramionami.

- Och, rzeczywiście. Macie niezdrowe skłonności do izolowania się od reszty świata.

- Mamy?

- Nocni Łowcy. Sam Idrys jest fortecą, w której nie ma mowy nawet o używaniu komórek. Jakbyście nie potrafili pogodzić się z tym, że świat wciąż kroczy naprzód. - pstryknął palcami, a między pierścieniami zamigotały kolorowe iskry. W mgnieniu oka w jego dłoni pojawiła się gruba książka. - Łap. Przynajmniej będziesz miał się czym zająć przez jakiś czas. - rzucił opasły tom w moim kierunku. Gdyby nie wyćwiczony refleks Nocnego Łowcy pewnie nie udałoby mi się jej złapać.

- Podobno książkami się nie rzuca.- westchnąłem i położyłem się już normalnie na wielkim łóżku.

- Mnie nie obowiązują takie banalne zasady. Ludzie muszą coś czcić. Ostatnimi czasy znudziło im się chwalenie Boga, więc stwierdzili, że napisanie książki wymaga sporo wysiłku. Teraz szanują je i obdarzają nabożną czcią. A to przecież kawałek papieru.

- Na takim kawałku papieru jest spisane dzieło, a dzieła się szanuje.

- Ale bez przesady. Dobra, skończmy temat. Muszę pracować.

  Mruknąłem tylko coś na potwierdzenie, że temat został zamknięty. Otworzyłem pierwszą stronę i zacząłem czytać.

***

- Chyba sobie żartujesz. - zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Magnusa znad opasłego tomu. Była już pora obiadu, albo nawet później. Czarownik wciąż bawił się z tym niezrozumiałym dla mnie tekstem, ale dzięki książce miałem chociaż jakieś zajęcie. Ale nie na długo. Zagiąłem jedną stronę, żeby zaznaczyć na czym skończyłem. Skoro Magnus nie szanował książek, a byłem właśnie u niego w domu to czemu nie zaszaleć? Uwielbiałem to. Dzięki niemu robiłem rzeczy, o których kiedyś nie śmiałbym nawet pomyśleć. Przez całe życie słyszałem tylko "Alec, nie rób tego!" "Alec nie rób tamtego!", "Alec, jesteś już za duży, żeby zachowywać się w ten sposób. ",  "Dura lex, sed lex. Twarde prawo, ale prawo. Główna zasada Nocnych Łowców, nie zapominaj!" Już sam związek z Magnusem był łamaniem zasad. Co prawda nie było nigdzie spisane, że Nefilim nie mogą spotykać się z podziemnymi, ale oprócz prawa pisanego było też prawo naturalne. Tak, dla Nocnych Łowców naturalna była odraza do wszystkich gatunków, często nawet ludzi, których mieliśmy chronić.

   Od czasu gdy u niego zamieszkałem zdecydowanie piłem zbyt wiele kawy, nie miałem problemu z wszechobecnym bałaganem, mogłem całymi dniami ( jeśli miałem czas) grać na.. konsoli? Tak, przyziemni mówią na to konsola. Na Anioła, to dopiero jest wynalazek! Raz zapomniałem o tym, że byłem umówiony z Jacem na trening, bo tak mnie wciągnął "Assasni's creed". Jakiś czas temu Magnus stwierdził, że kocham te gry bardziej niż jego i urządzenie zniknęło z mieszkania. Co prawda okazyjnie powracało do salonu, ale czarownik pilnował, bym nie spędzał zbyt wiele czasu przed ekranem.

   Mogłem spać do południa, całymi dniami jeść tylko pizze i popijać colą, a w nocy... Och, Razjelu... gdyby mama wiedziała, co wyrabiamy w sypialni....

   Dzięki Magnusowi zasady przestawały istnieć. Przypominam, ze mówimy tu o Alecu Lightwoodzie. Tak, właśnie o tym, który ślepo wierzył w Clave i ufał wszystkim prawom Nefilim. Szczerze mówiąc dopiero teraz poczułem, że żyję. Byłem niesamowicie szczęśliwy.

- O co ci znowu chodzi.- Bane odwrócił się do mnie i przyglądając uważnie mojej sylwetce.

- Książka...- uniosłem tą cegłę i mu nią pomachałem. - Szczyt głupoty.

- Heee? Lepiej nic już nie mów, bo nie ręczę za siebie. - zmarszczył brwi. - Klasyka młodzieżowego fantasy. Alec, błagam, nie rób mi tego.

- Ale to na prawdę jest chore. Fascynująca opowieść o dzieciakach latających na miotłach, machających patykami i uczących się łacińskich formułek. Jeden z nich to sierota, ma... hipsterską ( ostatnio nauczyłem się tego przyziemnego słowa. Idealnie pasowało do Magnusa.) bliznę, którą zrobił mu gościu bez Sam- Wiesz-Czego gdy zabijał jego rodziców. Do kompletu mamy przemądrzałą lalunie, której nikt nie lubi i rudego idiotę, którego też nikt nie lubi. I jeszcze ta cała szkoła dla upośledzonych dzieci wbiegających w ściany na stacjach i hodujących sowy pocztowe. Na prawdę, Magnusie? Na prawdę?

- No i co ci się w tym nie podoba? - skrzyżował ramiona na piersi.

- Przecież to są bzdury! Nie mają żadnego związku z rzeczywistością!

- Tak... to się nazywa FANTASY mój drogi. Właśnie o ten surrealizm chodzi. Przyziemni lubią marzyć, o świecie w którym magia istnieje.

- Ślepi idioci. - wzruszyłem ramionami.

- Mówi to Nocny Łowca, chroniący ludzi przed demonami.

- Ty wciąż żyjesz jako przyziemny.- zauważyłem.

- Tak, bo świat przyziemnych jest o wiele ciekawszy niż świat cieni. Wszystko się zmienia w mgnieniu oka! Pamiętam jak jeszcze niedawno...

- Och.. i znowu będziesz opowiadał o poprzednim stuleciu. Jak stary dziadek.

- Ej! Jestem jeszcze stosunkowo młody jak na czarownika! Przynajmniej młodo wyglądam. - wypiął dumnie pierś.

- Dużo ci jeszcze zostało? - spytałem cicho wskazując na zawalone papierami biurko.

- Tak.- podrapał się po głowie. - Ale co mi tam, masz ochotę gdzieś wyjść?

  Prawie podskoczyłem z radości.

- Zawsze!

- Gdzie tym razem?- zapytał i uśmiechnął się widząc mój entuzjazm.

- Może pójdziemy do Taki? - rozpromieniony podbiegłem do szafy. Większość moich ubrań przeniosłem już do tego przytulnego mieszkania. Teraz mówiąc "dom" nie myślałem o Instytucie, tylko o lofcie Magnusa. Kochałem to miejsce tak samo jak jego. No, może czarownika trochę bardziej.

- Daj mi chwilkę, muszę sie przygotować i idziemy.- jęknąłem cicho i zerknąłem na niego przez ramię. Już się nauczyłem. "Chwilka" znaczyła dla niego mniej więcej pól  godziny, czasem nawet dłużej.

***

  Zamówiłem spaghetti a Magnus danie, którego nazwy wymówić nie potrafiłem. Jedzenie podała nam kelnerka fearie, która uśmiechała się do nas zalotnie. No, ale skąd mogla wiedzieć, że jest z góry na przegranej pozycji? Zajadaliśmy się wyśmienitym jedzeniem. Tutaj wszystko było smaczne. Mógłbym się założyć, że nawet surowe mięso i krew byłyby wyborne, ale jakoś nigdy nie zdecydowałem się zamówić żadnego z "podziemnych" dań. Rozmawialiśmy o błahostkach, śmialiśmy się, żartowaliśmy. Sielanka. W pewnym momencie do lokalu weszła para wilkołaków. Zajęli stolik obok naszego i zaczęli o czymś entuzjastycznie dyskutować. Nie wsłuchiwałem się w ich rozmowę, do czasu.

- Pamiętasz naszą ostatnią sprzeczkę?- spytał jeden. Miał kasztanowe włosy i był lekko zarośnięty.

- Chodzi ci o tą dotyczącą Bane'a i Dubledora? - zaśmiał się blondyn.

- Tak! Powiedziałeś mi wtedy, że Magnus Bane nie istnieje. Więc dzisiaj cię zaskoczę. Słyszałem wczoraj, że podobno spotyka się z Nocnym Łowcą.

   Widelec zatrzymał się w połowie drogi do moich ust. Makaron z mlaskiem wylądował z powrotem na talerzu. Czułem, jak na moje policzki wpełza niechciany rumieniec. Czarownik wydawał się niczego nie zauważać, dalej spokojnie jadł posiłek. Zerknął tylko na mnie unosząc pytająco brew.

- Plotki, plotki, plotki.- wzruszył ramionami niedowiarek. - Obaj wiemy, że Magnus Bane to głupia bajeczka stworzona przez podziemnych, żeby mogli straszyć niegrzeczne dzieciaki.

   Czarownik prawie się udławił, gdy próbował powstrzymać wybuch śmiechu z pełnymi ustami. Widząc moją minę roześmiał się na głos, nie zastanawiając się, czy przeszkadza w ten sposób innym klientom. Westchnąłem opierając łokcie na blacie stołu i chowając twarz w dłoniach.

- Mają rację. - mruknąłem do niego. - Gdybym był małym dzieckiem bałbym się ciebie jak ognia.

- Jesteś Nocnym Łowcą. - zerknął na mnie rozbawiony.- Nie boisz się ani mnie, ani ognia. Nawet demonów się nie boisz, mój bohaterze.

- Magnus.. - jęknąłem. Chciało mi się śmiać. Kącik moich ust drgał zdradziecko, mimo, że próbowałem zachować poważną minę.

   Słysząc moje słowa para wilkołaków odwróciła się w naszą stronę. Patrzyli na nas zdezorientowani. Na roześmianego czarownika i mnie, próbującego zapanować nad atakiem śmiechu.

- Jak myślisz, kochanie - otarł łzę z kącika oka.- Wygrał bym z Dumbledorem?

- Nie wydaje mi się.- stwierdziłem, udając śmiertelnie poważnego. Musiałem przygryźć policzek od środka, żeby zachować pokerową twarz.

- Co?! Przecież ja nie potrzebuję żadnego patyka! Poza tym, jestem od niego starszy i przystojniejszy!

- I skromny.- dodałem uśmiechając się słodko.

- I mam osiemnastoletniego chłopaka z runą wytrzymałości. - Wyszczerzył się pokazując swoje idealne, białe zęby. Oblałem się rumieńcem, ale nie odwróciłem wzroku. Patrzyłem głęboko w jego fantastyczne oczy.

- Hej! - niespodziewanie odezwał się blond-wilkołak - Zaraz... nie mówcie mi, że... ty jesteś...

- Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu. Do usług.- mrugnął do niego zalotnie.

- Czyli to prawda! - roześmiał się szatyn. - Na dodatek spotykasz się z Nocnym Łowcą! Mówiłem ci Jimmy! O cholera, ale mamy farta! Spotkać Magnusa Bane'a we własnej osobie!

- Nie wiedziałem, że jesteś miejską legendą.- stwierdziłem przyglądając się mojemu chłopakowi.

- Ja też nie wiedziałem. - powiedział i posłał mi jeden z tych jego przecudnych uśmiechów. Gdy człowiek widzi coś tak nieziemsko pięknego po prostu nie sposób się nie zarumienić.

- Ej, Mike. - blondyn przyglądał mi się uważnie. - Czy to nie ten dzieciak od Lightwoodów?

   Przechodząca kelnerka zatrzymała się, żeby zerknąć na nas podejrzliwie.

- Podobno niezłą scenę odwaliliście na Sali Anioła. - Jimmy kiwał głową patrząc to na mnie to znów na Magnusa. Nie miałem pojęcia, że plotki rozchodzą się tak szybko wśród podziemnych. - Clave jeszcze nie pozbawiło cię znaków, szczeniaku? Może w końcu coś się zmieni.

- Szczerze wątpię. - przyznał Mike. - Przez jednego dzieciaka miałaby zmienić się mentalność wszystkich Nefilim? Za dużo filmów się naoglądałeś.

    Nawet nie zauważyłem, kiedy wokół nas zgromadził się dość spory tłum. Ci, którzy wciąż siedzieli przy stolikach, przyglądali mi się podejrzliwie, a ci stojący obok kręcili głowami, jakby potwierdzając słowa szatyna. Chciałem tylko zjeść spaghetti! Czy ja na prawdę wymagam od życia tak wiele, że nie mogę już spokojnie wyskoczyć z moim chłopakiem na obiad? Niepewnie zanurzyłem widelec w kluskach i obróciłem go kilka razy. Nie ma szans, już nic nie przełknę. Para wilkołaków zepsuła całą atmosferę.

- Magnus.- szepnąłem do niego. -Może powinniśmy już...

- Iść? Przeszkadza ci towarzystwo podziemnych, Nocny Łowco?- usłyszałem czyjś głos z drugiego końca restauracji. Przełknąłem głośno ślinę spuszczając wzrok.

- Czy gdyby przeszkadzali mu podziemni - odezwał się Magnus swoim donośnym głosem. W jego tonie można było z łatwością wychwycić groźbę. Zmrużył niebezpiecznie oczy. - To siedziałby tu teraz ze mną?

- Jesteś Wysokim Czarownikiem.- odezwał się ukryty w cieniu wampir. - Pewnie pobawi się z tobą, żeby cię wykorzystać. Będziesz za nim latał jak piesek z wywieszonym ozorem.

    Bane wstał. Między jego palcami błyskały błękitne iskry. Chwyciłem jego dłoń, nie zwracając uwagi na strumienie magii przeskakujące pomiędzy pierścieniami. Spojrzał na mnie a ja tylko pokręciłem głową. Splótł nasze place i pociągnął mnie w górę, żeby zaraz wsunąć drugą dłoń w moje włosy i namiętnie pocałować. Na oczach tych wszystkich podziemnych! Na mojej twarzy już nie błąkał się delikatny rumieniec. Mógłbym przysiąc, że w tej chwili wyglądałem jak dojrzały pomidor w słoneczny, letni dzień. Nie odepchnąłem go jednak, bo doskonale wiedziałem, dlaczego to zrobił. Gdybym się teraz odsunął potwierdziłbym tylko to wszystko co zostało powiedziane na mój temat. Zamiast tego przygarnąłem go do siebie, a gdy w końcu odsunął się odrobinę, kończąc pocałunek, wtuliłem twarz w jego szyje.

- Chodźmy stąd.- szepnąłem mu do ucha. Nic nie powiedział. Pstryknął palcami a na stole pojawiło się kilka banknotów. Chwycił mnie za rękę i wyprowadził z lokalu. Czułem, że każdy jego mięsień drży. Był naprawdę bardzo zdenerwowany, co zdarzało mu się naprawdę rzadko. Zatrzymaliśmy się dopiero w parku. Osunął się na jedną ławkę i ukrył twarz w dłoniach.

- Przepraszam. - jęknął. Ja usiadłem obok niego i położyłem swoją  dłoń na jego zgarbionych plecach. - Powinienem jakoś zareagować od razu, zamiast słuchać tego, jak cię obrażają.

- Po prostu o tym zapomnijmy.- uśmiechnąłem się do niego smutno. Nie powiem, zabolało, gdy usłyszałem w jaki sposób postrzegają nasz związek podziemni. Ale wiedziałem, że wielu Nocnych Łowców patrzyło na nas równie krytycznie. Mogłem mieć tylko nadzieję, że kiedyś to się zmieni.

- Może przejdziemy się gdzieś? Żeby ochłonąć, rozluźnić się? - zaproponował.

- Chodźmy do salonu gier. - wyszczerzyłem się. - To chyba najlepsze miejsce, żeby się odprężyć.

- Dzieciak z ciebie. - stwierdził rozbawiony i rozczochrał moje ciemne włosy.

- To po prostu ty się starzejesz. - stwierdziłem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nasza sytuacja jest odwrotna. To ja się będę zmieniał, a on wciąż pozostanie taki sam. Odsunąłem od siebie ponurą myśl.

- Już to dzisiaj mówiłem. - skrzywił się. - Jestem stosunkowo młody.

- Tak, tak. - przysunąłem się do niego i przytuliłem. - chodźmy już, co?

- Dla ciebie wszystko, aniele. - pocałował mnie w czubek głowy i wstał pociągając mnie za sobą. Minęły nas dwie przyziemne dziewczyny i uśmiechały się do nas radośnie. Gdy spojrzałem w ich stronę jedna podniosła kciuki w górę, a druga pomachała mi entuzjastycznie. Gdzieś wewnątrz poczułem mile ciepło. Znów byłem szczęśliwy. Przez moją głowę przemknęła myśl, że puki będę miał obok siebie tego seksownego czarownika, nie doświadczę prawdziwego bólu i rozpaczy. Bo to przecież on był moim szczęściem.

***
  
   Świetne wyczucie czasu. Tak... W telefonach siedziało coś dziwnego. Coś, co kazało im dzwonić w najmniej odpowiednich momentach. Dla przykładu, teraz w mojej kieszeni komórka zawzięcie wibrowała i od murów starego kościoła odbiło się echo melodii. Nie musiałem patrzeć na wyświetlacz, żeby wiedzieć, kto dzwoni. Przesunąłem palcem po ekranie i przyłożyłem urządzenie do ucha, odskakując w tył. 

- Halo.- warknąłem do słuchawki. 

    To był jeden z tych, tak zwanych, zabieganych dni. Bladym świtem Isabelle zadzwoniła do mnie i poinformowała o ataku demonów w jednym z starych kościołów na obrzeżach miasta. Musiałem szybko zwlec się z ciepłego łóżka, ubrać się i wybiec z mieszkania na Brooklynie, bez śniadania. Magnus nawet się nie obudził. Był przecież leniwy jak mało kto i kochał wylegiwać się, w morzu poduszek, do południa. Nie poinformowałem go, że wychodzę, nie napisałem nawet żadnej kartki, ale no... obowiązki. Śpieszyłem się, dobra? 

    No więc właśnie cofałem się z tą przeklętą słuchawką przy uchu, zwiększając dystans między mną, a potworem. Jego skóra miała taką barwę, jaką przybiera trawa, kiedy wrzuci się ją do słoika z wodą i zostawi tak na miesiąc. Śmierdział podobnie. Cale jego ciało było pokryte lepkim śluzem, a z obrzydliwej paszczy wystawał zdecydowanie zbyt długi język.

- Oj, ktoś widzę nie w humorze. - zaśmiał się Magnus wprost do mojego ucha. 

- Raczej odrobinę zajęty. 

- Na tyle zajęty, żeby nie zostawić choćby kartki i nie poinformować mnie, że będę musiał sobie samemu zrobić kawę? 

     Bane kontynuował swój monolog, ale go nie słuchałem. Chwyciłem w dłoń seraficki miecz i szepnąłem cicho imię " Nathaniel", ostrze rozbłysnęło chłodnym blaskiem. Widocznie mój rozmówca musiał to usłyszeć i skojarzyć fakty, bo przerwał swoją przydługą wypowiedź i zakończył ją tylko krótkim "Oh!"

- Jace! - wrzasnąłem do blondyna walczącego po drugiej stronie budynku.

- Wybacz, Alec. Jestem zajęty. Te dwa demony chyba liczą na coś więcej, staram się im wytłumaczyć w delikatny sposób, że jestem zajęty.

    Zakląłem pod nosem.

- Chciałeś czegoś konkretnego? - syknąłem do słuchawki odchylając się do tyłu i unikając wielkiej łapy, uzbrojonej w niezbyt bezpiecznie wyglądające szpony.

- Nudzi mi się.- jęknął. Zamarłem na chwilę. W ostatniej chwili się zreflektowałem i przeturlałem po lodowatej posadce, chroniąc w ten sposób moje gardło od rozszarpania przez obślizgłe kły.

- To chyba nie jest dobry moment na takie rozmowy. - stwierdziłem. Zamachnąłem ostrzem tnąc z góry. Demon odskoczył i próbował zajść mnie od tyłu. Wykonałem błyskawiczny półobrót kierując miecz ku górze. Drasnąłem drania, ale rana była zbyt płytka.

- Powiedz mi, gdzie jesteś to przyjadę i wam pomogę. - słyszałem entuzjazm w jego głosie.

- Nie. - stwierdziłem krótko. - To sprawa Clave. Poza tym nie chcę cie narażać.

- Ale bez ciebie jest tu tak nudno. - marudził. Zrozumiałem teraz, jak on się czuje, gdy męczę go w leniwe dni. 

- Poczytaj coś. - uśmiechnąłem się. Zrobiłem energiczny wypad połączony z cięciem z lewej. Zmieniłem tor lotu ostrza i w ostatniej chwili wbiłem jaśniejący metal wprost w cielsko demona. Zawył, a ja odskoczyłem szybko, by uniknąć pobrudzenia się czarną posoką.

- Nie mam ochoty. - mruknął.

- Pooglądaj telewizję.

- Nie ma nic ciekawego.

- Pograj w coś?

- Mam grać w samotności? To gorzej niż pić samemu ze sobą.

- Alec! Cholera, pomóż! - usłyszałem wołanie mojego parabatai. Ruszyłem w jego stronę.

- To może zorganizuj sobie jakąś imprezę. - wiedziałem, że niedługo pożałuję tych słów, ale w tym momencie chciałem jak najszybciej zakończyć irytującą rozmowę.

- Świetny pomysł! - słyszałem radość w jego głosie. - O której wrócisz?

- Nie wiem. Magnus, na prawdę nie mam teraz czasu rozmawiać. Rozłączam się. Pa. - nie czekając na odpowiedź zakończyłem połączenie, wsunąłem komórkę do kieszeni i skoczyłem, atakując demona.

***

    Wspominałem coś, o wielkim błędzie, który popełniłem pod wpływem chwili? Prawdopodobnie tak. O co mi chodzi? No cóż... Pojawienie się w drzwiach loftu na Brooklynie, w zakrwawionym stroju bojowym, z resztkami posoki we włosach i serafickim nożem wetkniętym za pas, nie było najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, że nagle ucichał muzyka, a wszyscy goście jak jeden mąż, zwrócili się w moim kierunku. Na niektórych twarzach widziałem obrzydzenie, na jeszcze innych przerażenie. Kilka wampirów wyglądało na naprawdę oburzonych. Zmierzyłem całe to podchmielone towarzystwo ponurym spojrzeniem, ale tylko wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi i ściągając przy wejściu buty. Całe pomieszczenie mieniło się przeróżnymi kolorami. W powietrzu unosił się sztuczny dym i migotały drobinki brokatu.

   Wyminąłem lekko zdezorientowane towarzystwo i już miałem otworzyć drzwi do sypialni, gdy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłem się powoli, bez sił, i spojrzałem Magnusowi prosto w oczy.

- Jak ty wyglądasz? - jęknął wciąż uważnie mi się przyglądając.

- Jak Nocny Łowca, który właśnie pozbył się kilku demonów. -mruknąłem i sennie przetarłem oczy. - Mogę iść spać?

- W takim stanie? Chyba żartujesz, groszku. Po pierwsze prysznic. Gorący prysznic i tona szamponu, bo obawiam się, że to świństwo tak łatwo z włosów nie zlezie. Dopiero potem, jak już będziesz czyściutki i pachnący wpuszczę cię do mojej sypialni.

- To też moja sypialnia. - westchnąłem. Na prawdę nie miałem już na nic siły, a zwłaszcza na kłótnie. Rozejrzałem się po zgromadzeniu, które w ciszy uważnie się nam przyglądało. - Wiesz, chciałbym się wykąpać i iść spać. Jeśli tylko odgrodzisz mnie od tej muzyki to nie musisz nawet wypraszać... gości.

- Mówiłem ci już, że cię kocham? - uśmiechnął się i zbliżył się do mnie o krok jakby chciał mnie przytulić, ale nagle zatrzymał się, jeszcze raz uważnie mi się przyjrzał i pokręcił zrezygnowany głową. - No nie ważne, rzucę czar a ty już do kąpieli.

   Wepchnął mnie do łazienki wyganiając wymiotującego wampira. Pstryknął palcami i na podłodze znów było idealnie czysto. Zerknął jeszcze raz na mnie uśmiechnięty i zamknął drzwi. Westchnąłem, gdy usłyszałem muzykę. Zapowiadała się długa noc.

***

- Znęcasz się nade mną. -jęczał leżąc na kanapie i zasłaniając się przed palącymi promieniami słońca, wpadającymi przez okno, które właśnie odsłoniłem. Magnus znów się wczoraj spił. Wlazł w środku nocy do łóżka, zaczął się do mnie kleić, a waliło od niego na kilometr. Wywaliłem go na kanapę, na której właśnie leżał, gdy ja jak co dzień rano zająłem się robieniem kawy. Zapowiadał się kolejny leniwy dzień. Usiadłem obok niego, ale od razu uderzyła mnie okropna woń.

- Magnusie. Nie chcę nic mówić, ale śmierdzisz. Idź się wykąpać.

    Mruknął coś niezadowolony, ale wstał i udał się w stronę łazienki. Gdy wyszedł pachniał wanilia i drzewem sandałowym. Z mokrych kosmyków skapywała woda, a zmoczona koszulka lepiła się do jego skóry. Na stole już czekał na niego kubek pachnącej kawy. Widziałem jak uśmiecha się na ten widok. 

- Masz dzisiaj jakiś trening, albo coś? - spytał rozkoszując się przyjemną wonią.

- Nie. Znów będę cie nudził. - zaśmiałem się. On zerknął w moją stronę i pstryknął palcami. Obok telewizora pojawiła się konsola, a na stoliku dwa pady. Mógłbym się założyć, że uśmiechałem się właśnie jak jakieś nawiedzone dziecko. On rozczochrał moje włosy śmiejąc się z mojej reakcji. 

- Dziś cały dzień gramy. Tylko ja i ty. No i może pizza albo chińszczyzna. 

- Chińszczyzna. - stwierdziłem udając poważnego. Tego mi od dawna brakowało. Chwili, w której oboje mielibyśmy wystarczająco czasu, żeby po prostu się razem polenić. 

   Prawie cały dzień, z wyjątkiem krótkich przerw, spędziliśmy przed ekranem. a wieczorem... Ach! Wtedy dopiero zaczęła się zabawa!  Ale to już temat na zupełnie inną opowieść!
____________

Ostatnimi czasy brak weny... :/
 Popracuję nad sobą, obiecuję ;)
Dzisiaj się jakoś nie rozpisuję, jak zwykle liczę na komentarze, uwagi co do tekstu, może jakieś cenne rady xD

PS. Jeśli są jakieś nieścisłości, jeżeli chodzi o opis HP, to przepraszam. Nigdy nie czytałam ._. Nie bijcie

Pozdrawiam
Koneko :*

5 komentarzy:

  1. Inna opowieść, hah. Magnus serio musiał być chory, skoro tak zareagował na propozycję shoppingu!
    Pozdrawiam.
    cordragon.blogspot.co,

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo... Słodko *_* Przeuroczy fanfick <3 Proszę więcej takich!

    OdpowiedzUsuń
  3. Urocze i słodkie opowiadanie. Nie ma to jak Alec i Magnus klejący się do siebie z nudów... ;D Zwykła szara codzienność zwyczajnego czarownika chodzącego ze zwyczajnym Nocnym Łowcą. Bomba! Wyszło ci naprawdę zarąbiście, wszystko się zgadza. Potrafisz z normalnego, nudnego dnia na kanapie zrobić coś, co czyta się z zapartym tchem i łaskotkami emocji i oczekiwania. Chciałabym przeżyć takie boskie zwyczajne dni. I wiesz co? Przydałoby się, żebyś kiedyś spełniła marzenia setek osób, które już czytały twojego bloga i drugich tylu pogrążonych jeszcze w błogiej nieświadomości dusz, które kiedyś tu trafią. Jakiego marzenia? Rozwiń odrobinę ten "temat na zupełnie inną opowieść"...
    Wielkie dzięki za światło każdej zarąbistej opowieści, którym raczysz nas opromieniać... ;D Dużo weny, czasu, chęci, spokoju i szaleństwa. Oraz równie wysokiego stopnia popaprania umysłowego. "Normalni" ludzie są nudni. Tylko wariaci potrafią do czegoś dojść i tworzyć cuda.

    Witaj w klubie, krejzolko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie napiszę teraz coś za co mnie znienawidzisz zarówno Ty, jak i wielu czytelników. "temat na zupełnie inną opowieść" nie zostanie rozwinięty. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Wychodzę z założenia, że opowiadania, w których relacje między bohaterami opierają się na seksie to po prostu pójście na łatwiznę. Poza tym nie czuję się dobrze w tym temacie, bo opisywanie pocałunków a scen zbliżenia to jednak zupełnie dwie różne rzeczy.
      Może kiedyś nadejdzie dzień w którym stwierdzę " Tego na tym blogu brakuje! Dziś będą się kochać jak króliki przed końcem świata!" ale będziecie musieli poczekać ^^"
      Jak na razie zostawię was z tego typu niedopowiedzeniami. Do pewnych kwestii trzeba po prostu dorosnąć xDD

      Błagam o wybaczenie i jak zwykle pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Dlaczego niszczysz marzenia milionów...? Opowiadanie boszkie jak zawsze ale troche mnie zdziwilo ze nagle z przyziemnych znów są łowcą i czarownikiem ale oprócz tego nic dodać nic ująć no może jedynie rozwinąć temat ,,zupelnie innej historii" xD pozdrawiam i życze weny

    OdpowiedzUsuń