niedziela, 6 marca 2016

Armageddon ( czyli zakupy wielbiciela kapeluszy)

( część pierwsza)
    
    Nocny łowca jest zapracowanym człowiekiem. Mówię prawdę! Bo przecież demony same się nie zabiją (chociaż w gruncie rzeczy to demony nie umierają, ale nie czepiajmy się szczegółów), podziemni sami nie upilnują, a świat sam nie uratuje. Do zestawu można dorzucić jeszcze wyczerpujące treningi, regularne patrole, a w moim przypadku również spotkania Conclave. Pozostaje zadziwiająco mało czasu wolnego, który najlepiej poświęcić na odzyskiwanie sił ( czyt. spanie). Czasem, któryś bardziej przebojowy Nifilim znajdzie w sobie wystarczającą ilość energii, żeby wybrać się do klubu przyziemnych, ale to zdarza się raczej rzadko. Z zasady unikamy ( albo raczej powinniśmy unikać) kontaktu ze zwykłymi ludźmi. Ich świat nie powinien mieszać się z naszym światem. Dlatego właśnie istnieją runy niewidzialności. Logiczne? Ogarniamy? No to lecimy dalej.

    Moje życie jeszcze jakiś czas temu właśnie tak wyglądało. Wbrew pozorom dość monotonnie: trening, jedzenie, patrol, trening, jedzenie, sen. Od czasu do czasu gdzieś nawinął się jakiś demon- zawsze to odrobina rozrywki. Więc jeśli myśleliście coś w stylu "Chciałbym być Nocnym Łowcą! Ci to dopiero mają życie! Ciągle coś się dzieje!" Noo... muszę was trochę rozczarować, że to nie do końca tak działa. Zwłaszcza, jeśli trzeba siedzieć w praktycznie pustym Instytucie z młodszą siostrą i przybranym bratem. Bez (jak to przyziemni nazywają?) telewizji, komputera i innych takich bajerów. Trening, nauka, walka czyli po prostu masakra. Byłem jak każdy przeciętny Nefilim, skupiony na ochronie świata przed potworami i tak dalej. Wielki bohater w dziurawym swetrze, kryjący się w cieniu. Anonimowy, nie potrzebujący rozgłosu. Nikt nigdy o mnie nie słyszał i pewnie nie usłyszałby gdyby nie... Magnus Bane.

    Od jakiegoś czasu spotyka.... nienienienie NIE! Złe słowo. Jeszcze raz. Od jakiegoś czasu zdarza mi się widywać Wysokiego Czarownika Brooklynu. ( No i od razu lepiej) Czy coś nas łączy? Ciężko powiedzieć. Nie jesteśmy razem! Po prostu... Od czasu do czasu zaprasza mnie na... kolację, obiad, do kina, do siebie. Ale NIE jesteśmy parą! Nawet go nie kocham. Od pewnego momentu jestem zakochany w Jacie Waylandzie - moim bracie. Patologia. Ale cóż zrobić, serce nie sługa.

   Nie da się kochać dwóch osób na raz, więc kocie oczy ozdobione czarnymi lub złotymi kreskami, włosy obsypane brokatem, miodowa skóra i przystojna twarz nie sprawią, że pokocham Magnusa. Jest dla mnie kimś ważnym, ale... To nie istotne. Zawsze gdy moje myśli krążą wokół jego osoby zaczynam się plątać. Sam nie wiem kim jestem. Ale teraz to na prawdę nie jest takie ważne.

   Właśnie siedziałem przy stole w kuchni, jadłem śniadanie i zastanawiałem się co powiedzieć rodzeństwu. Nie wiedzieli o tym, że spotyk... widuję się z Magnusem i nie miałem zamiaru ich o tym informować. Co prawda Izzy zaczynała się czegoś domyślać, ale na razie nie groziło mi ujawnienie mojej tajemnicy. Tak się składa, że Nocni Łowcy to konserwatyści i niezbyt przychylnie patrzą na jakiekolwiek odstępstwa od normy, na przykład... no nie wiem... homoseksualizm? Gdyby dowiedzieli się o tym, że ja... no ten... mogłoby skończyć się to dla mnie co najmniej niezbyt przyjemnie.

   Ale wracając. Kanapka się skończyła. Kawa się skończyła. W mojej głowie wciąż nie było planu. Bane zaprosił mnie do siebie, a ponieważ akurat miałem jeden z tych, rzadkich dla Nefilim, "luźnych dni" bez zastanowienia zgodziłem się na spotkanie. Tylko powstał problem. Jak dotąd moje życie towarzyskie... Mówiąc kolokwialnie nie istniało. Każdą wolną chwilę spędzałem albo na treningu albo na czytaniu książek. Nie wychodziłem z Instytutu, no chyba, że zostałem zmuszony przez rodzeństwo, i nie widywałem się z nikim. Więc jak miałem wytłumaczyć nagłą zmianę? Alec Lightwood, stroniący od ludzi, z własnej woli idzie na randk... spotkanie z podziemnym? Nie ma mowy. Tylko co byłoby wystarczająco dobrym i wiarygodnym pretekstem do wyjścia? Mógłbym powiedzieć, że idę pobiegać, ale nie pójdę do Magnusa w stroju sportowym. A gdybym poszedł kupić coś na obiad? Tylko ile można zamawiać jedzenie? A obawiam się, że wizyta w brooklynskiej kamienicy zajęłaby mi więcej niż pół godziny.

   Wróciłem do pokoju, ubrałem się w ciemne spodnie, granatowy sweter ( ten akurat nie był dziurawy) i delikatnie spryskałem się perfumami. A co! Jak już szalejemy to na całego. Może powinienem po prostu wyjść i napisać Izzy, że wrócę wieczorem? Chyba to był niezły pomysł, zwłaszcza, że podczas rand... spotkania mógłbym wymyślić wiarygodną wymówkę.  Na korytarzu spotkałem Jace'a.

- O Alec! Czas na trening! - przyjrzał mi się. - Wybierasz się gdzieś? - uniósł brew uśmiechając się uroczo.

- Eee.. Ja... No wiesz. Miałem zamiar...

- Spoko. Nie musisz mi się spowiadać, gdzie i po co idziesz. Ale wiesz... ty i perfumy? To mówi samo za siebie. - puścił mi oko i chichocząc pod nosem minął mnie udając się w stronę biblioteki.

   Przez chwilę stałem jak wryty nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Po prostu świetnie. Teraz Jace będzie wymyślał jakieś niestworzone historie na mój temat. Nabrałem powietrza w płuca i wyszedłem z Instytutu. Rodzeństwem będę przejmował się później.

***

     Stanąłem przed drzwiami. Jak każdy dojrzały mężczyzna dwa razy prawie się rozmyśliłem, pięć razy rezygnowałem z zadzwonienia do drzwi, osiem minut rozważałem czy na pewno powinienem tam wchodzić i czy to na pewno miało być dzisiaj, cztery razy sprawdziłem godzinę i chyba dwadzieścia razy poprawiałem ubranie. W końcu, za szóstym podejściem, wcisnąłem przycisk domofonu. Podczas tych trzydziestu sekund ciszy przez myśl przeleciał mi każdy możliwy scenariusz braku odpowiedzi. Od nieobecności lokatora, poprzez ukrywanie się przede mną, do morderstwa lub śmiertelnego wypadku czarownika. Jak to się nazywa? Paranoja?


- Kto śmie...- rozbrzmiał dobrze mi już znany głos.

- Ja- przerwałem zanim zdążył dokończyć swoją pokazową formułkę. W odpowiedzi usłyszałem tylko brzęczenie otwieranego zamka.

   Popchnąłem drzwi i wszedłem na klatkę. Było dość ciemno, naga żarówka nie świeciła się a promienie słońca wpadały tylko przez zakurzone okno. Wspiąłem się po krzywych schodach nie dotykając trzeszczącej poręczy. Zastanawiałem się dlaczego Magnus mieszka w takim miejscu. Jako Wysoki Czarownik Brooklynu zarabiał całkiem sporo, no a poza tym był przecież czarownikiem. Mógł zamieszkać gdziekolwiek, a wybrał akurat tę starą kamienicę.
   Moje przemyślenia przerwał stojący w drzwiach loftu mężczyzna.

- Alexander.- prawie wymruczał swoim niskim, głębokim głosem. - Już myślałem, że jednak  nie przyjdziesz.

   Podniosłem wzrok i spojrzałem w błyszczące kocie oczy. Połączenie żółci, zieleni i złota przecięte pionową ścianą, która odgrywała rolę źrenicy, zawsze mnie hipnotyzowało, przenosiło do zupełnie innego wymiaru.

- Eee... Ja... Tego... Cześć? - nie ma to jak elokwentnie zacząć rozmowę. Potrząsnąłem głową i minąłem czarownika wchodząc do mieszkania. Za każdym razem, gdy przekraczałem próg, witał mnie zupełnie nowy wystrój. Dziś ściany koloru kanarkowego i intensywnie różowego nadawały wnętrzu egzotyczny i radosny charakter. Zwykle czerwona sofa dziś była pokryta pomarańczowo- brązowo- złotymi motywami. Okna ozdobione  jasno brązowymi zasłonami i wrzosowy dywan sprawiały, że salon prezentował się jako przytulny.

- Tylko tyle? - właściciel loftu wszedł za mną do środka zamykając drzwi. - Albo nie masz humoru albo... Hmmm ślicznie pachniesz.

- Zbyt wiele wymagasz. -podszedłem do niego i pocałowałem lekko w policzek. Delikatny zarost przyjemnie drażnił moją skórę. Momentalnie poczułem krew napływającą do twarzy. Czyli nic nowego, świetnie po prostu, zarumienić się przez zwykłego buziaka na przywitanie. Odwróciłem się i usiadłem na kolorowej kanapie.

- Karmel, wanilia, czarny pieprz i owoce. Chyba cytrusy i jagody. - usadowił się obok mnie analizując zapach moich perfum.

- Na prawdę potrafisz opisać nutę zapachową? - uniosłem brew.

- Umiem wiele rzeczy Alexandrze.- wyszczerzył się a ja znów utonąłem w soczystej czerwieni. - Ale to nie dziś. Mam o wiele lepszy pomysł na spędzenie tego dnia.

   Patrzyłem na niego wyczekująco. Uwielbiałem te jego nagłe zmiany modulacji głosu. Od kuszącego mruczenia do tonu dziecka, któremu obiecano wycieczkę do lunaparku. Tylko Magnus z uwodziciela potrafił stać się niewinnym maluchem.

- Zakupy! - krzyknął rozentuzjazmowany. Stop. Nie, chwila. Chyba się przesłyszałem.

- Że co proszę? - ton mojego głosu stawał się wyższy wprost proporcjonalnie do zaskoczenia jakie w danej chwili czułem. Teraz zamiast swojego głosu usłyszałem dziwny pisk.

- No zakupy. Dawno nie byłem na porządnym shoppingu i wydaje mi się, że to świetny pomysł. Przecież nic nie zbliża ludzi bardziej niż wspólne chodzenie po sklepach.

    Polemizowałbym.

- Wiesz... ja niezbyt nadaję się na tego typu... wyjścia. - Próbowałem się ratować jak tylko mogłem. Kilka razy Izzy wyciągnęła mnie na zakupy. To było zdecydowanie dorsze niż polowanie na demony. Już wolałem ryzykować życie i zabijać monstra niż włóczyć się godzinami od sklepu do sklepu.

- Ale co ty mówisz! Nadajesz się idealnie. - pstryknął palcami. Na stoliku pojawiły się dwie filiżanki kawy. Jedna latte z dużą ilością mleka dla Magnusa, a druga czarna jak noc- dla mnie. Zabawne jak szybko Bane nauczył się moich upodobań jeśli chodzi o kawę.

- Ja wiem... - wciąż próbowałem. - że szalejesz na punkcie ubrań.

- Tak!.

- Że mógłbyś spokojnie zostać najlepszym stylistą.

- Mów dalej.

- Ale ty to nie ja.- powiedziałem to już ciszej, spuszczając wzrok. - Na prawdę nie czuję się dobrze w takich... tłocznych miejscach bez runy niewidzialności. Nie mówiąc już o... kupowaniu ubrań. To nie moja bajka.
 Gdy spojrzałem niepewnie na Magnusa ten już kucał obok mnie i delikatnie chwycił mnie za dłoń.

- Alexandrze. Wiem, że się różnimy i właśnie to jest najpiękniejsze, najciekawsze. Nie chcę, żebyś był mną. Nie chcę żebyś był kimkolwiek, poza sobą. - czyżby? Udało mi się? Przekonałem Magnusa Bane'a, żebyśmy nie...- Ale muszę iść na zakupy, a nie mam nikogo, kto mógłby mi mówić jak bardzo zajebiście wyglądam. - wstał ciągnąc moją dłoń i zmuszając do podniesienia tyłka z kanapy. Jednak porażka. Musze sobie zapamiętać, Magnus nie idzie na kompromisy jeśli chodzi o ubrania. - Caterina jest zawalona w szpitalu a Ragnor... Z nim nawet bym nie chciał chodzić po sklepach. Zostajesz mi tylko ty, piękny.

- Ale na prawdę...

- Ciii.- przyłożył swój długi palec do moich ust, uciszając mnie jednym gestem. - Jesteś idealny, ale czy tego chcesz czy nie idziemy dzisiaj do galerii. Może znajdę coś dla ciebie? Najlepiej coś, co podkreśliłoby  twoje błękitne oczy.

   Alexander Lightwood. Z własnej woli wszedł w paszczę lwa. Stał się nieświadomą ofiarą zakupoholizmu. Czy uda mu się przetrwać u boku cudownego mężczyzny zamroczonego świadomością wyjścia do sklepu? Czy w jego psychice zajdą nieodwracalne zmiany? Czy dożyje następnego dnia?

   Wkopałeś się Nocny Łowco. A mógłbyś teraz trenować z Jacem. Zaślepiła cię perspektywa spędzenia czasu z fantastycznym czarownikiem, którego włosy dzisiaj zawierały mniej brokatu niż zazwyczaj.

   Spojrzałem w kocie oczy i zmusiłem się do krzywego uśmiechu, który w moim wykonaniu wyglądał raczej jak grymas bólu. Teraz nie moglem się wycofać. Zbyt bardzo bałem się, że Magnus zawiedzie się mną i skończą się potajemne schadzki.

- Niech będzie.

- No i to ja rozumiem. Daj mi chwilkę, przebiorę się i możemy wychodzić.

   Powinienem zapamiętać kolejną rzecz. "Chwilka" w mniemaniu Magnusa Bane'a  to mniej więcej pół godziny...

***

   Zazwyczaj jest tak, że pierwszych doświadczeń się nie zapomina. Nie wiem tego na pewno, bo w tej chwili w moim życiu wiele rzeczy dzieje się po raz pierwszy, ale mam oczy i potrafię wyciągać wnioski z obserwacji. Jace nigdy na prawdę nie zapomniał o swojej pierwszej dziewczynie, zupełnie jak Izzy. Co jakiś czas zdarzało im się wspomnieć coś w stylu: "Pamiętam moją pierwszą miłostkę. To było takie urocze, nie pasowaliśmy do siebie ale niczego nie żałuję." Wyglądali wtedy jakby przypominali sobie właśnie jakaś na prawdę miłą rzecz. Kilka razy zauważyłem również Clary, która przechodząc obok oranżerii uśmiechała się tajemniczo. To tam mój brat zabrał ją w jej urodziny a potem pocałowali się po raz pierwszy.


   Z własnego doświadczenia wiem, że zabicie pierwszego demona było dla mnie ogromnym przeżyciem i pamiętam to do dziś ( chociaż prawdę mówiąc miało to miejsce nie tak dawno) albo gdy otrzymałem pierwszą runę. Albo to jak... Magnus pocałował mnie gdy przyszedłem podziękować mu za uratowanie mi życia. To był mój pierwszy pocałunek. Wciąż pamiętam ciepłe palce czarownika wplątane w moje włosy i jego gorący oddech łaskoczący moje wargi.

   Pamiętam też naszą pierwszą randkę ( na samo wspomnienie przeszedł mnie zimny dreszcz)... i od tamtego czasu mam uprzedzenie jeśli chodzi o poruszanie się metrem. Magnus uwielbiał przebywać wśród przyziemnych i chciał żebym również i ja poczuł się wśród nich swobodnie. Nie byłem przyzwyczajony do tego uczucia kilkunastu par oczu skupionych na mojej osobie. No, nie do końca na mojej. Raczej na postaci czarownika którego obsypane brokatem włosy, wzorzysta kamizelka i brązowe- skórzane spodnie ozdobione toną metalowych ozdóbek, zdecydowanie przyciągały wzrok wszystkich ludzi.

- Alec, popatrz! - Magnus zwrócił moją uwagę na starszą kobietę, której głowę ozdabiał... przyciągający uwagę kapelusz z wielkim rondem. - Ach.. aż przypominają mi się dawne czasy. Uwielbiam kapelusze. Słuchaj, dzisiaj zdecydowanie muszę kupić jakiś kapelusz. Nie nosiłem żadnego od prawie dekady.

   Uniosłem brew słuchając jego wywodu. Zerknąłem jeszcze raz na nakrycie głowy staruszki i od razu mogłem stwierdzić, że coś takiego jest zdecydowanie w stylu Magnusa. Gdyby ten kapelusz należał do niego nosiłby go dumny jak paw, nawet z tym falującym różowym piórem. Uśmiechnąłem się do mojego wyobrażenia.

- Nabijasz się ze mnie.- patrzył mi prosto w oczy. Moje serce zabiło mocniej. Znów popełniłem błąd? Nie śmiałem się z niego, ale faktycznie mógł poczuć się urażony.

- Ja.. nie...- nie wiedziałem w którą stronę spojrzeć. A co jeśli Bane pomyśli sobie, że tylko udaję miłego a tak na prawdę go nienawidzę? Co jeśli ze mną zerw... przestaniemy się przez to widywać? Przez głupi uśmieszek zrujnuję coś na prawdę niezwykłego.

- Hej, Alexander.- zerknąłem na niego cały czerwony.- Tylko żartowałem. Musisz nabrać odrobiny dystansu.

- Chcesz dystansu?- mój głos drżał. - Za blisko siedzę? Nie bardzo mam gdzie...

- Piękny, uspokój się - idealne białe zęby były jeszcze bardziej zjawiskowe niż małe latareczki Jace'a. - Nie możesz wszystkiego co powiem traktować na poważnie. Rozluźnij się, jesteśmy na randce.

- Rand... Ale jeśli znowu zrobię coś źle..- wymruczałem wpatrując się w swoje buty. Pociąg zatrzymał się a Magnus chwycił mnie za rękę.

- Wysiadamy. - wybiegliśmy z pojazdu potrącając przy okazji kilku pasażerów. Gdy znaleźliśmy się na ulicy Magnus kontynuował rozmowę. - Nie robisz niczego źle. Uśmiechaj się, kiedy chcesz się śmiać, krzycz i płacz kiedy masz na to ochotę. Nie przejmuj się wzrokiem innych, nie zastanawiaj się co ktoś o tobie pomyśli.

- Ale ty nie jesteś " ktoś". Jak mógłbym nie przejmować się tym, co o mnie myślisz? - Przyznałem szczerze. Gdyby ktoś teraz na mnie spojrzał z pewnością stwierdziłby, że mam wysoką gorączkę. Uniosłem wzrok i napotkałem parę złoto-zielonych oczu uporczywie się we mnie wpatrujących. Na ustach czarownika błąkał się czuły uśmiech.

- Kocham tę twoją prostolinijność i szczerość. - prawie szeptał. - Mam nadzieję, że kiedyś zaczniesz czuć się przy mnie swobodnie. - Ścisnął delikatnie moją dłoń, którą wciąż trzymał. Zebrałem wszystkie mentalne siły i uśmiechnąłem się do niego. W kocich oczach pojawił się tajemniczy blask. - A teraz idziemy po kapelusz.- oznajmił radosnym tonem i splatając nasze palce ruszył w stronę ogromnego skupiska sklepów.

_____________________________

I kolejny one-shot z perspektywy Aleca. No dobra. Miał być one-shot ale wyszło jak zawsze. Troszkę się rozpisałam i podzielę to na 2 części. Mogłabym od razu wrzucić całość, ale postanowiłam sobie dodawać co tydzień jakiś rozdzialik.
  Dziękuję tyk, którzy komentują. Na prawdę nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo motywuje to do dalszego pisania <3 Kocham was z całego serca :*
  
PS. Jak się podoba taka forma? W sensie, że perspektywa Aleca, taka troszkę nierozgarnięta perspektywa? xD 

Pozdrawiam
Koneko :*

5 komentarzy:

  1. Bardzo przyjemnie sie czytalo ;-) dziekuje za kolejny tekst ;-)
    Pisanie z perspektywy Aleca to fajny pomysl, zawsze to cos innego i troche pokreconego :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :D Postaram się wrzucać kolejne opowiadania regularnie co w moim przypadku będzie ogromnym wysiłkiem i poświęceniem. Ale jestem gotowa na wszystko, jeśli tylko ktoś śledzi mojego blożka :D

      Dziękuję i gooorąco pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Cześć. Piszesz cudownie. Skomentowałabym wcześniej, ale niestety wolę się podpisywać anonimowo.
    Pisanie z perspektywy Aleca to świetny pomysł.
    Będziesz jeszcze kontynuować "Lekcja Historii"? Bardzo polubiłam to opowiadanie.
    Jak Ci się podoba odcinek 8 serialu (ja ryczałam i wrzeszczałam, aż moi rodzice przyszli sprawdzić co dzieje :D).
    Pozdrowienia. Życzę veny, czasu i nowego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " Lekcję historii" będę kontynuować :D Kolejny rozdział się pisze, więc spokojnie ;) Aktualnie niezbyt mam czas, żeby siąść i go dokończyć, ale przez weekend postaram się go dodać :D

      Jeśli chodzi o serial to czekam na 11 odcinek >.< Bo jeśli słyszę, że tytuł odcinka to "Malec" to jak mam się nie jarać xD

      Dziękuję za komentarz, kurde piszę to już po raz nie wiem który, ale każdy znak, że ktoś to jednak czyta jest dla mnie ogromną motywacją. :D
      Gorąco pozdrawiam :*

      Usuń
  3. "Jak każdy dojrzały mężczyzna dwa razy prawie się rozmyśliłem, pięć razy rezygnowałem z zadzwonienia do drzwi, osiem minut rozważałem czy na pewno powinienem tam wchodzić i czy to na pewno miało być dzisiaj, cztery razy sprawdziłem godzinę i chyba dwadzieścia razy poprawiałem ubranie. W końcu, za szóstym podejściem, wcisnąłem przycisk domofonu." - takie typowe! Nie, ten tekst mnie rozwalił, ale to najszczersza prawda. Boskie.

    A jeśli chodzi o rozdział - nie. Jak mogłaś zrobić coś tak potwornego? Ty bezduszna, niewyżyta sadystko... Skazywać biednego, niewinnego Nocnego Łowcę na... zakupy?! Przecież to jest jakaś straszliwa tortura. To nieodwracalnie zdruzgocze jego psychikę, złamie go, zniszczy... Biedny Alec... Jesteś potworem!

    A tak na serio - one shot zarąbisty, kocham teksty i przemyślenia Aleca, muszę dostać w swoje ręce kolejną część, bo komuś się... Nie, to jest super, czekam na więcej i niech ci się nigdy nie przestanie chcieć ;*
    Lecę czytać, bo nie mogę się oderwać.
    Ciao!

    OdpowiedzUsuń