poniedziałek, 14 marca 2016

Armageddon ( czyli zakupy wielbiciela kapeluszy) II


 (część II)
    Młoda dziewczyna, na oko 22 lata, blondynka. Zatrzymała się, z otwartymi ustami patrząc na Magnusa.
Dziadek w wieku mniej więcej siedemdziesięciu lat zmarszczył brwi i krzyknął coś w rodzaju " Pedały" do swojej niedosłyszącej małżonki i wskazał na nasze splecione palce.
Dziewczynka, lat 7. " Mamo! Ten pan się błyszczy! Jak księżniczka! Też chcę się błyszczeć!"
Mężczyzna w średnim wieku. Mijając nas zmierzył Magnusa wzrokiem od czubków czarnych botków po końcówki misternie ułożonych włosów i z dezaprobatą pokręcił głową.
Grupka nastolatek, gdy tylko obok nich przeszliśmy zaczęły chichotać i komentować " Tego przystojniaka we wzorzystej kamizelce"

 Magnus. Magnus. Magnus. Wszyscy wciąż przyglądali się Magnusowi!

- Zwracasz na siebie uwagę.- mruknąłem do niego niepewnie.

- Nie podoba ci się to?- nie spojrzał na mnie, ale uśmiechnął się słodko. - Chodzisz z najprzystojniejszym i najbardziej rozpoznawalnym czarownikiem w Nowym Jorku.

  Zatrzymałem się wyzwalając moją dłoń spomiędzy jego długich palców.

- Ch..Chodzę? - wyjąkałem zaczerwieniony.

- Tak chodzisz. Po sklepach. - spojrzał na mnie, na moją dłoń opuszczoną wzdłuż ciała i ruszył przodem. W jego oczach dostrzegłem coś dziwnego, ale nie chciałem tego w żaden sposób interpretować.

- Ach.. no tak.- poszedłem za nim.- Gdzie konkretnie idziemy?

- Zapomniałeś? - zerknął na mnie podejrzliwie. - kapelusz! Mówiłem ci o tym w metrze.

- Myślałem, że żartujesz.

- W sprawie ubrań zawsze jestem śmiertelnie poważny. - byłem w stanie uwierzyć w jego słowa. Magnus poświęcający wieczne życie w obronie płaszcza, z nowej kolekcji Christiana Lacroixa. To nie było niemożliwe.

   Wszedł do sporego sklepu. Przymierzał po kolei wszystko co tylko błyszczało/ dzwoniło/ szeleściło/ miało kolor indygo albo dało się to założyć na głowę. Niezbyt znałem się na walucie przyziemnych ale mogłem stwierdzić, że był to wyjątkowo drogi sklep. Kobiety w butach na obcasie i oficjalnych kostiumach przechadzały się powoli między wieszakami co jakiś czas zatrzymując się i przeglądając wykwintne ubrania. Mężczyźni... było tylko dwóch facetów. Jeden w granatowym swetrze, a drugi zapewniał sprzątaczką pracę rozsypując brokat na wszystko, co znajdowało się w jego otoczeniu. Nie czułem się tutaj komfortowo. Zwłaszcza, że wybieranie kapelusza przeciągało się. Najpierw pięć minut, potem dziesięć, dwadzieścia. Po pół godzinie w jednym sklepie wyszliśmy. Zadowolony Magnus od razu założył brązowy kapelusz ozdobiony czarnym, skórzanym paseczkiem. Przez chwilę marudził coś, że musiał zniszczyć swoją fryzurę, ale dla takiego nakrycia głowy jest gotów na każde poświęcenie.

  Byliśmy w jednym sklepie. Dopiero w jednym! Kupiliśmy jeden, jedyny kapelusz a ja miałem ochotę sobie strzelić w głowę. Na początku myślałem, że obecność Magnusa zrekompensuje wszystkie niewygody związane z "shoppingiem". Jakże się myliłem. Gdy wyszliśmy z drugiego sklepu ze skórzaną kamizelką w siatce, gdy słuchałem wywodu o skórzanych rzeczach, które było tak ciężko zdobyć Bóg wie ile lat temu miałem ochotę go uderzyć. Może nawet zrobiłbym to tylko.. po pierwsze bałem się, że czarownik mógłby się zdenerwować albo obrazić. Zdecydowanie tego nie chciałem. Po drugie, czy jeśli uderzyłbym go to czy byłoby to złamaniem Porozumień? Może nie. Przecież zawsze mógłbym powiedzieć prawdę- czyli, że mnie sprowokował.

   Gdy manewrowaliśmy między pułkami raczej beznamiętnie włóczyłem się za rozentuzjazmowanym Magnusem, niż brałem czynny udział w zakupach.

- Nudzisz się. - stwierdził czarownik patrząc na mnie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że coś do mnie mówi.

- Co? Nie. Nie nudzę się, jest świetnie. - odwróciłem wzrok udając, że przyglądam się krawatowi ze wzorem dolarów. Tak na marginesie, jak normalny człowiek założyłby coś takiego?  Zauważyłem rękę sięgającą po kontrowersyjny dodatek. No tak... nie człowiek, tylko czarownik. Magnus patrzył zachwycony na krawat.

- Będzie pasował do zielonej marynarki. - przerzucił kawałek materiału przez ramię. - Nie musisz udawać, widzę, że nie cieszysz się chodzeniem po sklepach. I znam tego przyczynę.

   Dzięki ci o wielka istoto rządząca prawidłami wszechświata! Zauważył! Co to oznacza? Wyjdziemy z przeklętego zbiorowiska sklepów? Pójdziemy do jakiejś małej kawiarenki na kawę? Może do mieszkania Magnusa?

- Ciągle za mną chodzisz! Pewnie chcesz pooglądać coś dla siebie! - i znów zawód. - Ja pójdę to przymierzyć a ty poszukaj sobie czegoś. Spotkamy się w przymierzalni.

   Nie zdążyłem nawet otworzyć ust, nie mówiąc już o jakimkolwiek proteście. Zostałem sam. W wielkim sklepie. Wśród przyglądających mi się przyziemnych i morza ubrań. Podszedłem do jednej z półek i udawałem, że przeglądam idealnie poskładane bluzy. Trochę wstyd przyznać ale... w tamtej chwili zachciało mi się płakać. Rozumiecie to? Nie uroniłem łzy, gdy umierałem zmasakrowany przez wielkiego demona. Nie byłem tak załamany nawet wtedy, gdy zobaczyłem Jace'a całującego się z Clary. A teraz, zostawiony przez Wysokiego Czarownika na pastwę losu walczyłem ze wszystkich sił i zagryzałem dolną wargę prawie do krwi.

   Dlaczego to zrobił? No ja rozumiem, że nie jestem zbyt... ciekawym towarzystwem jeśli chodzi o bieganie po sklepach ale... Myślałem... miałem nadzieję, że Magnus zna mnie już na tyle, żeby wiedzieć jak źle czuję się w takich sytuacjach. Przechodząca obok mnie dziewczyna zachichotała i szepnęła coś do swojej koleżanki. Spuściłem zrezygnowany głowę, zasłaniając twarz byle jak obciętymi włosami. Zacisnąłem pięści i wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na ławeczce przed sklepem pogrążony w myślach. To jest jeszcze gorsze od naszej pierwszej randki. Bycie upokorzonym przez wilkołaka, chowającego urazę do Nefilim za śmierć wujka, było mniej bolesne. Spotkanie, niezbyt miłego, byłego Magnusa, było mniej niezręczne. Słuchanie sprośnej piosnki w metrze, mniej nie na miejscu. Ja tu nie pasowałem.
  Właśnie sięgałem ręką do kieszeni po stelę, gdy usłyszałem obok jakiś obcy głos.

- Mogę się dosiąść? - chłopak w wieku około dwudziestu pięciu lat patrzył na mnie wyczekująco uśmiechając się życzliwie.

- Ech..? A tak. Proszę.- spuściłem wzrok. Dlaczego usiadł akurat obok mnie?

- Na zakupach z dziewczyną? - zagadał zmęczonym głosem. Dopiero po krótkiej chwili zrozumiałem co miał na myśli. Uśmiechnąłem się szczerze. Chyba pierwszy raz dzisiejszego dnia.

- To trochę bardziej skomplikowane, ale coś w ten deseń.

- Ach... te baby. Rozumiem cię, bracie. Wracałem właśnie z kina z moja lubą, ale... - wskazał na wielki czerwony napis " SALE! - 40% " znajdujący się na wystawie sklepu, który był właśnie okupowany przez Magnusa. - Musi istnieć jakaś dziwna siła, która je do tego przyciąga. Zanim zdążyłem zaprotestować zaciągnęła mnie do środka piszcząc, że nie możemy przegapić takiej okazji.

- Ja nie miałbym nic przeciwko jej przegapieniu. - zaśmiałem się.

- Jakbyś czytał mi w myślach! Spróbuj tu zrozumieć kobietę. I na co jej tyle ubrań? Ty też trafiłeś tu przez przypadek?

- Nie... " Nic tak nie zbliża ludzi jak wspólne zakupy". - zacytowałem słowa czarownika. - Dobrowolnie zgodziłem się wejść w paszczę lwa.

- Biedaku. Musi być dla ciebie na prawdę ważna, skoro jesteś gotów na takie poświęcenie. - zaśmiał się i poklepał mnie po plecach.

- Może masz rację....

- Jesteście razem prawda? Nie mów mi tylko, że friendzone?

- Friendzone? - uniosłem brew.

- No bo jeśli jesteś tylko jej przyjacielem, ale czujesz do niej coś więcej to nazywa się friendzone. Zwłaszcza, jeśli ona wyraźnie to podkreśli gadką w stylu " Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Tobie pierwszemu przedstawię mojego chłopaka". To jest najbardziej beznadziejna sytuacja.

- Nie, na pewno nie tak. - uśmiechnąłem się do niego pogodnie. - Ale w sumie... sam nie wiem co jest między nami.

- Jak to nie wiesz?

- No bo spotykamy się, tak jak dzisiaj na przykład, ale nie wiem, czy to jest poważny związek. - dlaczego zwierzałem się przypadkowo spotkanemu przyziemnemu? Nie mam pojęcia? Wydawał się.. godny zaufania. Ale szczerze mówiąc w sytuacji, w której się znalazłem nawet wielki demon okazałby się godny zaufania gdyby tylko wyciągnął mnie z tego piekła.

- Oj bracie, to się po prostu czuje. Jeśli jesteś gotów na męczenie się w galerii, żeby tylko spędzić z nią czas to musi być prawdziwa miłość.

   Prawdziwa miłość? Po raz pierwszy pomyślałem, że mnie i Magnusa mogłoby połączyć coś... coś więcej niż wspólne posiłki i wypady do kawiarni od czasu do czasu. A gdyby tak spróbować z nim... chodzić? W sensie, że spotykać się? Tak na poważnie?

- Czyli to o to ci chodziło, gdy mówiłeś, że to trochę bardziej skomplikowane.

- Nie. To zupełnie co innego.

- Ej... no nie bądź taki tajemniczy. Powiedz, no.

- Nie.. nie jestem pewien czy chcesz wiedzieć. - Poczułem, że się czerwienię więc zasłoniłem twarz włosami.

- Nagle taki wstydliwy się zrobił. Nie chcesz to nie mów. Nie będę cię zmuszał. No już, rozchmurz się. Bardzo prawdopodobnie jeszcze jakiś czas tu posiedzimy.

   Zerknąłem w jego stronę. Był na prawdę miły. Nie spodziewałem się, że mogę tak swobodnie rozmawiać ze zwykłym przyziemnym.

- Alexander! - usłyszałem swoje imię. Odwróciłem się i zobaczyłem Magnusa stojącego przed sklepem. Przebiegł dzielący nas dystans w wyjątkowo szybkim tempie. - Tu jesteś. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się przestraszyłem gdy nie spotkałem cię wychodząc z przymierzalni. - bez skrępowania rzucił mi się na szyję. - Nie znikaj tak nagle.

   Stałem zdezorientowany przez dłuższą chwilę. W końcu niepewnie położyłem dłonie na jego plecach i poruszyłem nimi w uspokajającym geście.

- Mówiłem, że nie lubię zakupów. - westchnąłem odsuwając się od niego.

- A więc to tak! Jesteś gejem! - zapomniałem o przyziemnym, który wciąż siedział na ławce obok i przyglądał nam się zaciekawiony.

- A ty to kto? - Głos Magnusa w ułamku sekundy stał się lodowaty. Zupełnie jakby był.. Zazdrosny? O mnie?

- Magnus?

- Alec, nie teraz. Kim on jest? Ty chyba nie...

- Na Anioła! Nie! - prawie krzyknąłem. Spanikowany spojrzałem na przyziemnego. - Powiedz mu, że nie!

- Posłuchaj młodego. - przyziemny wstał unosząc ręce w obronnym geście. - My nic! Ja nie... Wiesz o czym mówię.

   Czarownik zmarszczył nos mrużąc oczy. Wyglądał... przesłodko.

- Tylko rozmawialiśmy. - zwróciłem na siebie jego uwagę.

- O czym?

- O kobietach i zakupach.- wyszczerzył się przyziemny.

- Kobietach? - brew Bane'a uniosła się jeszcze wyżej. - Alec, czy ja o czymś nie wiem?

- Na Anioła....

- Jesteś wierzącym gejem? - facet jakby nie rozumiał powagi sytuacji. - To rzadko się zdarza, zwłaszcza, że Kościół...

- Zmieniasz temat! - Magnus skrzyżował ręce na piersiach odsłaniając kawałek złocistej skóry a brzuchu. Ten maleńki skrawek niezwykle silnie przyciągał mój wzrok.

- Myślałem, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.

- O jakich kobietach. - jęknął Wysoki Czarownik zerkając na mnie błagalnym wzrokiem.

- O tobie. - poddałem się. Cała ta sytuacja... była komiczna.

- O mnie? Czy ja wyglądam na kobietę? Mogę ci udowodnić, że...

- Nie potrzebuję dowodów! - wtrąciłem. Znów się zaczerwieniłem.

- Chodziło o to, że laski zawsze jak opętane biegają za ubraniami. - zaśmiał się przyziemny widząc moją reakcję. - Świetny jest - wskazał na mnie zwracając się do Magnusa. Opadła mi szczęka.

- Przecież wiem. I nie jestem tym typem, który lubi się dzielić. Aniele, zamknij buzię. - posłusznie wykonałem polecenie osłupiały.

- Nie musisz się dzielić, mimo wszystko wolę dziewczyny. Masz oko, facet.

- Nie, nie... Mam szczęście. - Magnus wyciągnął rękę i przytulił mnie do swojego boku. - Widziałeś jego oczy?

- Oczy... O rzesz w mordę... Alec, tak? Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale masz bardziej zajebiste oczy niż moja Emily. Dlaczego dopiero teraz zauważyłem? - wciąż przypatrywał się mojej twarzy.

- Bo ma nieładny nawyk patrzenia na swoje buty, które zresztą są już nie modne. Kupimy ci dzisiaj buty, co ty na to?

- Heee? - uwolniłem się ze stalowego uścisku czarownika. - Nie ma mowy. To znaczy... co to w ogóle miało być?

- Że niby co? - powiedzieli obydwaj patrząc na mnie.

  Miałem właśnie powiedzieć, że to dziwne, gdy dwóch facetów się mną zachwyca, gdy usłyszałem damski głos.

- Andy! Wiedziałam, że uciekniesz! Nie możesz wytrzymać ze mną w tym sklepie tych dziesięciu minut? - stanęła obok przyziemnego. - A kim oni są?

- Nie pytaj kim są tylko popatrz na młodego. - wskazał na mnie ruchem głowy. Dlaczego niby to ja byłem " młody" ?  

- Kotku, jeśli przez cały ten czas stałeś tu i zachwycałeś się tym chłopcem to zacznę się martw.... Ojeju. Taki... ciemny niebieski. Piękny. - położyła dłonie na moich policzkach i przyjrzała się uważnie. Uwaga, uwaga! Tylko dzisiaj! Atrakcja wieczoru! Alexander Lightwood! Oglądajcie, bawcie się! Uważajcie, żeby przy tym nie stracić ręki, bo serafickie ostrza bywają dosyć ostre. - Ślicznyś! - czy o facecie nie powinno się mówić, że jest przystojny. - A ten obok to..?

- Jego chłopak.

- Ach, no tak.- westchnęła dziewczyna zostawiając mnie w spokoju. - Najfajniejsi to zawsze geje.

- Mam być zazdrosny?

- Andy, kocie. Wiesz, że nie masz o co. A tak przy okazji -zwróciła się do Magnusa. - fajne soczewki. Swego czasu nosiłam, ale strasznie mnie drażniły.

- Kwestia przyzwyczajenia. - wzruszył ramionami. - A teraz wybaczcie ale... zostawiłem w sklepię kupkę ubrań i potrzebuję kogoś, kto pomoże mi wybrać te, w których wyglądam najlepiej. Alec, liczę na twoja pomoc. - mrugnął do mnie chwytając za rękę i wrócił do sklepu. Zrozpaczony zerknąłem na Andy'ego. Uczynił ręką dziwny gest który miał znaczyć chyba coś w stylu " wiem co czujesz, ale dasz radę, bracie" . Zamknąłem oczy i znów byłem w znienawidzonym sklepie. Zapowiadał się długi i meczący dzień.

***
 -Alec! Piękny, zobacz na to! - chwycił mnie za nadgarstek i wbiegł do jubilera. Przyglądał się uważnie srebrnym drobiazgom zamkniętym w gablotach. - Może chciałbyś ten naszyjnik? - wskazał drobny wisiorek z niebieskim kamieniem. - Pasowałby do twoich oczu.

- Podziękuję. - mruknąłem, ale on mnie nie słuchał.

- Przepraszam! Mógłbym zobaczyć ten drobiazg? Tak, ten niebieski.- zwrócił się do uśmiechniętego sprzedawcy.

- Magnus...- jęknąłem.

- Nic się nie martw. - szczerzył się do mnie ogarnięty dziwnym szałem. - Jeśli ja mówię, że będzie pasował to znaczy, że będzie. Zaufaj mi.

- Nie o to chodzi...

- Proszę bardzo.- sprzedawca podał czarownikowi wisiorek. Ten wyciągnął dłoń i przyłożył ozdobę od mojej klatki piersiowej.

- Piękny.- prawie wyszeptał wpatrzony w połyskujący, błękitny kamień. Podniósł wzrok i spojrzał w moje oczy. - Idealny. - Tym razem miałem wrażenie, że wcale nie mówi o klejnocie. Spojrzałem na sprzedawce, który uważnie nam się przyglądał. Odchrząknąłem i odsunąłem o krok od czarownika.

- Nie chcę go. - nie patrzyłem Magnusowi w oczy. W mojej głowie szalała burza jednocześnie byłem szczęśliwy. Nagle, w ułamku sekundy zniknęło całe zmęczenie. W głowie rozbrzmiewało tylko jedno słowo, tylko głos Magnusa "idealny". Przestały liczyć się kapelusze, skórzane kamizelki, wisiorki, błękitne kamienie, galeria, zakupy. Miałem ochotę rzucić się na mężczyznę, którego kocie oczy bezwstydnie mi się przyglądały. Chciałem go przytulic, pocałować, zrzucić gustowne nakrycie głowy, do końca zniszczyć misternie układaną fryzurę.

  Właśnie o tym wcześniej mówiłem. Tak na mnie działał Magnus Bane. Przez niego stawałem się... zupełnie innym człowiekiem. Nabierałem odwagi, pewności siebie, byłem gotowy na wszystko. Na prawdę na wszystko, a świadomość tego aż bolała. Nigdy nie pomyślałem o tym, żeby choćby pocałować Jace'a, nie mówiąc już o czymkolwiek więcej. Ale Magnus... Jego słowa... Głos... Delikatny dotyk.

  Udało mi się zebrać w garść. Zawsze się udawało, ale z dnia na dzień stawało się to coraz trudniejsze. Zerknąłem w parę kocich tęczówek i dostrzegłem coś dziwnego. 

  W mojej głowie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Za każdym razem, gdy dostrzegłem w jego oczach "coś dziwnego" lub coś, czego nie potrafiłem zinterpretować mój umysł działał automatycznie. Zaczynało się od wstydu. Moja twarz miała w takich sytuacjach tendencję do mienienia się dwudziestoma odcieniami czerwieni od purpury do karmazynu. Potem następowała druga faza: panika. Przed moimi oczami raz po raz przewijały się wszystkie dzisiejsze rozmowy, wydarzenia i moje zachowania. "Co mogło sprawić, że Magnus patrzył na mnie w ten sposób? Zawiodłem. Na pewno rozczarował się moim zachowaniem, tym, że mu odmówiłem. Przecież chciał mi tylko podarować wisiorek, nic więcej. Powinienem uśmiechnąć się i z wdzięcznością przyjąć klejnot. Co się teraz stanie? Bane poinformuje mnie o tym, jaki błąd popełniłem, odwróci się i nawet nie pomacha mi na pożegnanie. To będzie ostatni raz. Już nigdy więcej go nie zobaczę. Zawaliłem.... Gdybym mógł tak cofnąć czas..." Tak. Mam skłonności do dramatyzowania i wyolbrzymiania. Najśmieszniejsze jest to, ze w takich sytuacjach nigdy nie interpretuję " tego czegoś" jako dobrego znaku. Zawsze jest to zapowiedź klęski. Może to przez niską samoocenę? Albo dlatego, że od ośmiu lat żyję w cieniu doskonałego pod każdym względem Jace'a? No albo i jedno i drugie. 

- Magnus... słuchaj.. ja...- w takich chwili nie może zabraknąć mojej nadludzkiej elokwencji. No ale jak wypowiedzieć jakiekolwiek sensowne zdanie, gdy w głowie panuje prawdziwy armageddon? - Jeśli chcesz, to możesz kupić ten.... łańcuszek...

- Alec? Znowu to robisz.- no dobra. Tego się nie spodziewałem.

- Co? Zaraz, chwila. Wiem, że nie jestem zbyt...

- Skończ! - podniósł głos. Dla mnie to było jednoznaczne z końcem świata. Niech Valientine robi co chce, niech zniszczy wszystkich Nefilim.Ja właśnie straciłem wszystko. Czyli co tak właściwie? - Och.. Alexandrze... - podał wisiorek sprzedawcy, który patrzył na nas z wytrzeszczonymi oczami. Delikatnie ujął mnie za dłoń i wyprowadził ze sklepu. Nic nie mówił. Nie odezwał się ani słowem. W jednej ręce trzymał siatki z zakupami. Nie widziałem jego twarzy, byłem zajęty podziwianiem moich niemodnych butów. Może rzeczywiście powinienem zaopatrzyć się w coś nowego? Bardziej pasowałbym do Magnusa... ale zaraz.... przecież właśnie dzisiaj wszystko się skończyło. Pewnie zaraz powie mi żebym już nigdy nie przychodził do jego mieszkania. Żebym już nigdy nie prosił go o przysługę. Żebym o nim zapomniał. 

   Wyszliśmy z galerii i skręciliśmy w wąską uliczkę pełną bezpańskich kotów i kontenerów ze śmieciami. Idealne miejsce, żeby skończyć znajomość. Zatrzymał się i położył zakupy na chodniku. Puścił moją dłoń i pstryknął palcami.

- Brama? - mój głos był zachrypnięty. 

- Jestem Wysokim Czarownikiem. Znam położenie każdej Bramy w Nowym Jorku. - znów złapał mnie za rękę, chwycił siatki i pociągnął do portalu. 

   Wylądowaliśmy w... mieszkaniu na poddaszu. Na podłodze wciąż leżały ubrania, które rozrzucił Magnus, gdy wybierał się na te nieszczęsne zakupy. Okna były zasłonięte, a przez szpary między ciężkimi zasłonami przemykały promienie światła w blasku których widać było tańczące drobinki kurzu. Nie pamiętam kiedy zdążyłem pokochać to mieszkanie. Za każdym razem, kiedy przekraczałem próg czułem się... jakby to właśnie tu było moje miejsce. Ale  to nie było ważne. Teraz miało nastąpić nieuniknione. 
   Usiadłem ciężko na wzorzystej kanapie i schowałem twarz w dłoniach.

- Musimy porozmawiać, Alexandrze.- zaczął czarownik niespodziewanie łagodnym tonem. Zerknąłem na niego, gdy usiadł obok mnie. - To... nie ma sensu...

- Tak, wiem.- przerwałem mu. - I przepraszam. Popełniam błędy, byleś wyrozumiały do tej pory, ale rozumiem, że nawet Wysoki Czarownik ma granice cierpliwości. Nie śmiem nawet... prosić o kolejną szansę...- mój głos się załamał. Nie potrafiłem na niego patrzeć.

- I wciąż mi przerywasz! Pozwól mi dokończyć. - chwycił moją twarz w swoje dłonie i unieruchomił, zmuszając mnie, bym na niego patrzył. W te magiczne, zachwycające tęczówki. - To nie ma sensu, jeśli za każdym razem będziesz tak reagował. Wystarczy, że krzywo spojrzę, a ty od razu panikujesz i wymyślasz niestworzone scenariusze. Błagam cię, Alec. Dlaczego wciąż utrzymujesz między nami ten dystans? 

- Ja...- zaskoczył mnie. Znowu. Byłem pewien, że nie będzie chciał mnie już nigdy więcej widzieć. Tymczasem wyglądał na.. zranionego. To ja go zraniłem? Moim zachowaniem? Moim dramatyzowaniem i wyolbrzymianiem wszystkiego? Nabrałem powietrza w płuca gdy w końcu udało mi się wyzwolić głowę z pomiędzy jego dłoni. - Myślę, że to dlatego....   Boję się, że jeśli popełnię błąd to znikniesz. 

- Ale dlaczego mi nie powiedziałeś, że nie lubisz zakupów, że źle będziesz się tam czuł? 

- Co?! - zerknąłem na niego. - Magnusie... Od rana wciąż w kółko powtarzam, że nie nadaję się na tego typu wypady. 

- Mówiłeś coś takiego? - podrapał się w tył głowy i uważnie mi przyglądał. - Nie... Nic takiego nie pamiętam. Gdybyś tylko dał mi znać wrócilibyśmy do domu. To randka, mamy się na niej oboje dobrze bawić, a nie tylko ja. 

- Żartujesz, prawda? - wstałem i patrzyłem teraz na niego z góry. - Mówiłem ci chyba ze dwadzieścia razy, że nie znoszę zakupów. Widziałeś, jak włóczę się za tobą bez energii. Jak mogłeś tak bardzo mnie zignorować? - rozpacz zamieniła się w złość. Tylko przy nim moje emocje wahały się między skrajnościami. Gdy byłem wśród Nocnych  Łowców zawsze byłem opanowany. Wszyscy uważali mnie za oazę spokoju. 

- Nie zignorowałem cię! - również wstał. Był wyższy, więc musiałem lekko unieść głowę. Zmarszczyłem brwi. 

- Przyznaj, że nie pamiętasz nic, co mówiłem, odkąd wszedłem rano do tego mieszkania!

- Pamiętam wszystko! 

- Na przykład? 

- "Jak mógłbym nie przejmować się tym, co o mnie myślisz?" - uśmiechnął się jak dziecko, które właśnie udowodniło dorosłemu, że miało rację. Ja natomiast oblałem się soczystym rumieńcem. Tym razem była to czerwień kardynalska. W tamtej chwili w mojej głowie kłębiło się wiele myśli, ale gdy teraz o tym pomyślę to śmiało mógłbym uznać, że ten odcień pasował do wystroju wnętrza w salonie, a zwłaszcza do kanapy. 

- To było gorsze niż nasza pierwsza randka. - mruknąłem. 

- Ach! Wtedy to dopiero była porażka! Ale skończyła się... hm.... Bardzo przyjemnie.

- Dzisiaj też skończy się przyjemnie. Zawsze musi być dobre zakończenie. 

  Wciąż cały czerwony podszedłem do niego. Zrzuciłem z głowy brązowy kapelusz i mocno pocałowałem. Tego było mi trzeba. Za tym tęskniłem cały dzień. Nie... Tęskniłem za tymi ustami odkąd spotkaliśmy się ostatnim razem. Nawet nie spodziewałem się tego, że może mi czegokolwiek aż tak brakować. Wplotłem palce w ciemne włosy i z rozkoszą poczułem w moich ustach język Magnusa. Jego dłonie prześlizgnęły się w dół po moich plecach, by w odpowiednim momencie mógł energicznie przyciągnąć mnie za szlufki od spodni bliżej siebie. Jęknąłem cicho na co on zaśmiał mi się wprost do ust. W odpowiedzi przygryzłem jego dolną wargę. Poczułem dobrze znany mi smak krwi. Magnus wydawał się tego nawet nie zauważać. Jego długie palce wsunęły się pod mój sweter rysując palące ścieżki po nagiej skórze. 

   Nawet nie pamiętam kiedy pozbawiłem go kamizelki i z nieskrywanym zachwytem zacząłem przyglądać się miodowej skórze, płaskiemu brzuchowi bez pępka, zgrabnym obojczykom. Oboje leżeliśmy na wrzosowym dywanie ( tego, jak na nim się znaleźliśmy również nie pamiętam). Wtuliłem swoją twarz w zagłębienie jego szyi. Magnus przytulił mnie mocno i zaczął głaskać po głowie.

- Wiesz..- zacząłem niepewnie.- Chciałbym wiedzieć czy... chciałbyś... Być ze mną. - mówiąc to wciąż wtulałem swoją twarz w jego ciepłą skórę. Musnąłem delikatnie ustami jego szyję. Poczułem jak zadrżał. 

- Przecież jestem z tobą. - odpowiedział kojącym tonem. 

- Ale, czy chciałbyś tak... na poważnie. 

- Och... Alexandrze. Jestem poważny tylko, w dwóch przypadkach. Gdy chodzi o ubrania i gdy chodzi o ciebie. - wsunął palec pod moją brodę i uniósł ją zmuszając mnie bym na niego spojrzał. Był tak zjawiskowo piękny.

- Ale nie chcę na razie nikomu mówić. - westchnąłem i pocałowałem jego miękkie usta. - Myślę, że nie są na to gotowi. - dokończyłem po chwili. 

- Do niczego cię nie zmuszam. - czułem jak bawi się kosmykami moich przydługich, czarnych włosów. 
      Sturlałem się z niego i ułożyłem obok wtulony w jego bok. Wpatrywałem się w jasny sufit.

- Myślę, że w tej chwili jestem szczęśliwy. - przyznałem. Zauważyłem, że zerka na mnie zaciekawiony. - Tak po prostu.- kontynuowałem. - Nic więcej mi nie potrzeba. No... może w ostateczności lepiej byłoby, gdybyś dalej bawił się moimi włosami.

- Do usług mój książę.- zaśmiał się melodyjnie i wsunął rękę pod moją głowę. Znów owijał czarne pasma wokół szczupłych palców. - Przepraszam za dzisiaj. Powinienem był cię słuchać.

- Nigdy więcej zakupów. - powiedziałem stanowczo. 

- Ranisz mnie... Żadnych? A takich małych? Maleńkich? Raz na miesiąc? Albo raz na dwa miesiące? Będę grzeczny. - jęczał do mojego ucha. 

- Pomyślimy. - zaśmiałem się. 

   Chwilę leżeliśmy tak w milczeniu i zachwycaliśmy się sobą nawzajem. W końcu zadzwonił mój telefon i cała atmosfera się posypała.

- To Izzy.- westchnąłem zerkając na wyświetlacz. - Chyba muszę wracać. 

   Niechętnie wstałem z podłogi. Magnus obrócił się na bok i przyglądał jak poprawiam sweter, ubieram buty i zbieram do wyjścia. Wyglądał... jak grecki bóg. Idealny pod każdym względem, w każdym najdrobniejszym szczególe. 

- Zaczekaj. - zawołał, gdy już otwierałem drzwi.

    Powoli wstał i pstryknął palcami. Posypały się błękitne iskry a na mojej głowie pojawiło się coś miękkiego. Odwróciłem się w stronę lustra i zobaczyłem.... Kapelusz. Koloru letniego nieba z ogromnym piórem tej samej barwy. 

- W końcu nic ci dzisiaj nie kupiłem. - podszedł do mnie. Chwycił za rondo nakrycia głowy i przyciągnął do siebie. Pocałunek był delikatny. Była w nim obietnica, prośba o wybaczenie i uczucie. Całe mnóstwo uczucie. Mruknąłem rozczarowany gdy odsunął się i pożegnał. 

   Gdy szedłem ulicą ludzie oglądali się za mną. Nie wiedziałem dlaczego. Może widać było malinki, które przed chwilą zrobił mi Magnus? Może sweter mi się podwinął odsłaniając skórę podrażnioną jego paznokciami? Albo...
  Niebieski kapelusz który wciąż miałem na głowie, a o którym zapomniałem? Zaśmiałem się w duchu. Odkąd poznałem Magnusa zaczynałem się zmieniać. Nie ściągnąłem nakrycia głowy. Narysowałem stelą runę niewidzialności na przedramieniu i wolnym krokiem udałem się w stronę instytutu. Magnus Bane. Prawdziwy miłośnik kapeluszy. Od dzisiaj oficjalnie mój chłopak. 

  Jeśli miałbym opisać co do niego czuję to wydaje mi się, że najlepiej byłoby porównać to do błękitu.  Wszystko co działo się między nami miało tę delikatną, kojącą barwę. Barwę letniego nieba
Koniec


______________________________
Postarałam się i dokończyłam :D Jest już ponad 1000 wyświetleń >.<  Dziękuje wszystkim, którzy odwiedzają mojego blożka, wszystkim, którzy czytają moje wypociny. A szczególnie dziękuję tym, którzy komentują, bo te komentarze motywują najbardziej :D

Liczę na jakieś uwagi. Co jest dobrze, co można na przyszłość poprawić. I życzę miłego tygodnia ;)

PS. Oby serialowy Alec wrócił na dobrą drogą ._.
Macie może pomysły na to, co wydarzy się w 12 odcinku? xD

Pozdrawiam
Koneko :*

9 komentarzy:

  1. CUDOWNE!!! Na Anioła CUDOWNE. Nie wiem jak ty to robisz, ale wszystko co napiszesz jest doskonałe.
    Malec na zakupach, czekałam na to od dawna. Będą tego jeszcze kolejne części?
    Serialowy Alec mnie wkurza. I to bardzo!!! Kto go wybrał na lidera??? Rozumiem, że to honor, dobro rodziny, geniusz bla bla bla..., ale naprawdę??! Lydia??! Już bym wolała moją matematyczkę.
    Nie wiem co się wydarzy w odcinku 12, ale słyszałam, że Magnus ma przerwać ceremonię zaślubin!!! JEST MOC!!! :D.
    Kiedy wstawisz coś następnego?
    Pozdrowienia. Życzę maksymalnie duuuużo veny :D.
    PS. Dziękuję, że dałaś radę wstawić rozdział tak szybko. Taka miła niespodzianka:D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może po kolei xD
      Czy mam zamiar kontynuować? Myślę, że będzie to seria one-shotów albo takich krótkich opowiadań. Raczej bez spójnej fabuły i kolejne części nie będą pojawiać się regularnie ;)
      Obejrzałam właśnie 10 odcinek i... mam zamiar zabić Aleca. Uwielbiam go, ale chyba żyje już zbyt długo skoro takie rzeczy wyczynia :/ Myślę, że pocałunek na ślubie w pewnym sensie zastąpi pocałunek na Sali Anioła z książki.
      Kolejny rozdział mam zamiar wrzucić w weekend, ale z moimi postanowieniami różnie bywa ;)

      Pozdrawiam
      Koneko :*

      Usuń
  2. Genialne zakończenie, przeczytałam jednym tchem ;-) Twoje opowiadania to dla mnie odskocznia,i chwila relaksu wiec dziękuje za kolejny udany tekst ;-) :-*
    12 odcinek hymm...widziałam zdjecia promujace...Alec w garniturze wygląda świetnie :-P Mam nadzieje że Magnus z hukiem rozwali ceremonie zaślubin i porwie Aleca :-P

    OdpowiedzUsuń
  3. To było takie genialne ! I te zakończenie ♥ a co do odcinka 12 to mam nadzieję,że podczas przysięgi nagle wejdzie Magnus i wszystko przerwie :) i najlepiej bh było gdyby się pocałowali :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową czytelniczkę ;)
      Cieszę się, że się podobało i baardzo dziękuję za komentarz <3
      Też czekam na pocałunek :D Chociaż z odcinka na odcinek coraz mniej lubię Aleca :/

      Pozdrawiam
      Koneko :*

      Usuń
  4. To jest przepiękne.
    Co ja mam jeszcze pisać?
    Wzruszyłam się.
    Coś w moim skamieniałym serduszku cicho drgnęło.
    To jest przepiękne.
    Porusza mnie to, jak świetnie potrafisz operować słowami, twoje opowiadania są żywe, barwne, pełne ciętych ripost, niezapomnianych tekstów i niezwykłych określeń, na które w życiu bym nie wpadła. Masz ogromny talent. To jest naprawdę niesamowite. Z tekstu na tekst przychodzi ci to coraz łatwiej, lepiej, naturalniej. Odkryłam perełkę.
    Opowiadanie boskie i momentami (czyli co piąte zdanie) wręcz rozbrajające. Jesteś niemożliwa. Kocham ten pairing i dziękuję ci z całego serca.
    To jest przepiękne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na anioła prawie się popłakam gdy przeczytałam to jedno słowo ,,koniec". Wiem że nie tylko ja zycze weny i chumoru obys go miała (bo ja go straciła gdy zorientowałam się że to już wszystko przeczytałam) pisz pisz pisz!!! Inaczej będziesz nawiedzana przez niedosyt czytelników takich jak ja

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie opisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń