niedziela, 2 października 2016

Czas



Każdy człowiek ma jakieś marzenia. Co prawda różnią się one w zależności od środowiska, otoczenia i osobowości. Ale nikt mi nie wmówi, że istnieje gdzieś na świecie taki ktoś, kto nigdy o niczym nie marzył. Dajmy na to, taki przeciętny Nocny Łowca jak ja. Ani nie jestem jakoś wybitnie utalentowany, ani przystojny. Mógłbym marzyć o umiejętnościach walki, o pieniądzach, ale jakimś sposobem moje marzenia zawsze kręciły się wokół drugiej osoby. Te marzenia również często się zmieniały. Zupełnie jakby inni byli dla mnie ważniejsi niż ja sam. Albo może potrafię osiągnąć szczęście tylko dzięki drugiej osobie?

Kiedyś, bardzo dawno temu, marzyłem o moim przybranym bracie. Teraz gdy o tym pomyślę, chce mi się śmiać. Jak mogłem być takim ślepym, takim ignorantem? Jace dawał mi poczucie bezpieczeństwa, stabilność w uczuciach, ale nic poza tym. W ten sposób raniłem tylko samego siebie. Pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie on....

Moim kolejnym marzeniem był właśnie TEN człowiek. Nie, nie człowiek. Czarownik. Wysoki, przystojny,o skórze barwy miodu, idealnie gładkiej. Nie wyglądał na takiego, co by przejmował się ćwiczeniami, ale pamiętam jego delikatny zarys mięśni. Długie włosy układał w wymyślne fryzury, obsypywał je toną brokatu, zawsze ubrania i makijaż były dla niego ważniejsze niż podstawowe potrzeby takie jak chociażby jedzenie. Umiejętnością posługiwania się sarkazmem dorównywał Jace’owi, albo nawet go przewyższał.

Pamiętam wiele. Jego mimikę, która potrafiła idealnie odwzorować każdą emocję. Był świetnym aktorem, chociaż przy mnie nigdy nie udawał. Jego ruchy były pełne gracji, a głos tak przyjemny, że mógłbym go słuchać całymi dniami. Jednak, mimo tych wszystkich istotnych szczegółów tym, co najbardziej zachowało się w mojej pamięci były lśniące, kocie oczy. Oczy, które hipnotyzowały, przenosiły w zupełnie inny wymiar.

Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę w czasie przeszłym? Wiecie, życie to nie bajka. Na drodze często pojawia się wiele przeszkód. Z niektórymi jesteśmy w stanie sobie poradzić, a niektóre są nie do ominięcia. Ja przed moimi problemami... uciekłem. To nie była dobra decyzja, wiem. Ale w tamtym momencie nie widziałem innego wyjścia. Czy żałowałem? Niezliczoną ilość razy. Czy chciałem wrócić? Każdego wieczora, gdy kładąc się spać nie czułem ciepła tej jednej, najważniejszej osoby. Nienawidziłem losu. Za to, że moja przygoda trwała tak krótko, że bez względu na scenariusz musiała się skończyć tragicznie. Jak w dramacie antycznym. I tak źle i tak nie dobrze. Ale ja po prostu uciekłem. Bo nie chciałem widzieć jego cierpienia. Bo nie chciałem sam cierpieć patrząc w lustro. W moje 45 urodziny po prostu zniknąłem.

On jest nieśmiertelny. Jakie to zabawne, ale na początku w ogóle o tym nie myślałem. Po prostu byłem szczęśliwy budząc się obok niego, pijąc z nim wyśmienitą kawę, sprzeczając, śmiejąc, kochając. Czas był niczym. Nie istniał. Ale pewnego dnia zdałem sobie sprawę w jakim byłem błędzie. Czas nie istniał, to prawda, ale tylko dla jednego z nas. Spojrzałem w lustro. Zobaczyłem pierwszy, siwy włos, już nie taką jędrną i gładką skórę. I tak trzymałem się dobrze, w końcu jestem Nephilim, trenującym całe życie. Ale zmieniłem się. Już nie byłem taki sam jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Przemijałem, a on wciąż pozostawał. Niezmienny, olśniewający, młody. Widziałem w jego oczach strach każdego ranka. To były tylko chwile słabości, które zazwyczaj dobrze ukrywał, ale ja go znałem, wiedziałam kiedy nie był do końca szczery. Może próbował bardziej oszukać samego siebie niż mnie?

Tak więc uciekłem. Nie wiem, czy bardziej ze względu na niego czy na siebie. Wiedziałem, że będzie mnie szukał, dlatego ukryłem się. Przed wszystkimi. Dopiero po kilku latach dałem znak życia, ale nie jemu, tylko rodzinie. Chciałem, żeby myślał, że nie żyję, chciałem żeby mój widok nie sprawiał mu więcej bólu. Chciałem... Nie. Nie mogę się usprawiedliwiać. To nie było dobre rozwiązanie, wiem, ale gdy już zniknąłem z każdym dniem decyzja o powrocie stawała się trudniejsza, aż w końcu byłem już pewien, że nie dam rady wrócić. Dużo podróżowałem, zwiedziłem chyba cały świat. Dużo walczyłem, byłem członkiem wielu organizacji, ale zmieniłem nazwisko i imię. Wszystko po to, żeby mnie nie znalazł, żeby nie cierpiał ponad miarę. Dożyłem wyjątkowego wieku, jak na Nocnego Łowce. Nie prowadzimy bezpiecznego trybu życia, wielu z nas nie dożywa nawet czterdziestki. Mnie Anioł dał długie życie. Ale to nie był przywilej. Traktowałem to raczej jako karę. Wiele, wiele lat spędzonych w samotności i bólu. Wiele lat spędzonych bez niego.




Przechadzałem się właśnie alejkami urokliwego Central Parku. Wróciłem tu, do Nowego Jorku, miasta w którym to wszystko się zaczęło. Dlaczego? Przecież jeśli bym go spotkał zniszczył bym wszystko na co pracowałem te długie lata. No cóż... miałem wiarygodną informację, że niema go w mieście. A ja? Musiałem tu wrócić. Musiałem zobaczyć to miasto jeszcze ten jeden, ostatni raz. Nadchodził koniec i ja to czułem każdą komórką mojego ciała. Usiadłem na ławce i rozkoszowałem się przyjemnym, jesiennym słońcem. Wokół mnie wirowały liście zerwane przez delikatny wietrzyk z drzew. W takich chwilach jak ta świat stawał się pięknym miejscem, a przecież ja już dawno zapomniałem czym jest piękno.

- Cudowna pogoda, prawda? - usłyszałem obok siebie czyjś głos. Moje serce zabiło mocniej, nie potrafiłem zmusić się do odwrócenia głowy, wciąż wpatrywałem się w błękitne niebo pomiędzy gałęziami drzew. Ktoś usiadł obok mnie. Nie ktoś. Przecież doskonale wiedziałem kto się do mnie odezwał. - Dawno już nie czułem się tak dobrze.

Nie poznał mnie. Obok mnie siedział właśnie Magnus Bane, miłość mojego życia, przygoda mojej młodości, powód mojego cierpienia. Wiedziałem to, mimo że wciąż nie niego nie spojrzałem. Ten głos rozpoznał bym wszędzie. Tak samo jak zapach wanilii i drzewa sandałowego. Poczułem, że do oczu napływają mi łzy, które szybko otarłem rękawem długiego płaszcza.

- Tak, jest przepięknie. - odparłem skrzekliwym głosem. Nic dziwnego, że nie wiedział kim jestem. Kruczoczarne kosmyki stały się przecież śnieżnobiałe. A tak właściwie to prawie w ogóle ich już nie było. Młoda twarz pokryła się głębokimi bruzdami, policzki obwisły i nie pokrywały się już soczystym rumieńcem. Brodę pokrywał dwudniowy, zarost. Jeśli można by to zarostem nazwać. Pod czarnym płaszczem i błękitnym szalikiem nie było widać blizn po znakach. Teraz byłem zwyczajnym osiemdziesięcioletnim przyziemnym.

- Wiem, że mogę wydawać się natrętny, ale siedzi pan tu sam jeden, a ja tak bardzo potrzebuje z kimś porozmawiać. Z kimkolwiek. - w jego głosie dało wyczuć się ból. - W dzisiejszych czasach jest to dosyć trudne.

-O czym chcesz rozmawiać? - zapytałem. Nie wiem dlaczego ale bardzo chciałem ciągnąć tę rozmowę. Może dlatego, że miała być to moja ostatnia rozmowa z nim cudownie zesłana przez los?

- O życiu. - teraz na pewno uśmiechnął się lekko i zmrużył te swoje kocie oczy. Patrzyłem gdzieś daleko przed siebie. Wszędzie, byleby nie na niego. - O poważnych sprawach lepiej rozmawiać z ludźmi, którzy swoje już przeżyli.

-Przecież jesteś młody... chłopcze- te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. - jeszcze wszystko przed tobą.

-Ale mimo wszystko mam wrażenie, że wszystko już za mną. Wie pan... kiedyś... dawno byłem najszczęśliwszą osobą na świecie.

-Więc chcesz mi się zwierzyć ze swoich problemów?

-Poniekąd. Nie przeszkadza to panu?

-Nie, chłopcze, mów. - z każdym słowem czułem coraz mocniejszy ścisk w gardle. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam i w końcu po moich policzkach spłyną łzy.

- Teraz wszystko zwaliło mi się na głowę. Ciągłe wyjazdy i tak dalej, nie mam czasu na to, co mnie jeszcze trzyma przy życiu. Nie chce się poddawać, chociaż wszyscy mi mówią, że nie ma już nadziei. Ale ja uważam, że puki jest jakaś maleńka szansa na to, że mi się uda to nie poddam się.

-A co takiego robisz? - zapytałem, mimo że znałem odpowiedź. A to bolało jeszcze bardziej.

- Szukam. Kogoś, kto był dla mnie całym światem i pewnego dnia po prostu zniknął.

Nie dałem rady. Z oczu popłynęły łzy. Odwróciłem się w końcu, żeby zerknąć na jego profil. Był taki, jakim go zapamiętałem. Miodowa skóra błyszczała w świetle jesiennego słońca, zgadzał się kształt twarzy, zarys kości policzkowych, i te przepiękne, drapieżne tęczówki z pionowymi źrenicami. Ale... jakbym patrzył na zupełnie obcą osobę. Nie widziałem brokatu, kolorowych cieni na powiekach. Włosy miał przycięte, nie ułożone, zupełnie jakby dopiero co wstał z łóżka. W zwyczajnym, brązowym płaszczu nie wyróżniał się spośród tłumu. Miał podkrążone oczy jakby nie spał od tygodnia.

- Ale w zasadzie to chyba nie jest dobry pomysł męczyć obcych ludzi moimi problemami. - spojrzał na mnie i lekko się zdziwił. - Dlaczego pan płacze? Wątpię, żeby moja historia była na tyle wzruszająca. Po prostu coś się spieprzyło. Nie pierwszy zresztą raz. Dlatego chciałem pogadać z kimś, kto powie mi że przecież utrata miłości życia to nie koniec świata, że są gorsze rzeczy. Niby wiem, bo doświadczyłem tego wszystkiego, ale zawsze to boli.

Chciałem coś odpowiedzieć, ale nie potrafiłem znaleźć słów. Co miałem mu powiedzieć? Że osoba o której mówi siedzie obok niego? Że zestarzała się w przeciwieństwie do niego i niedługo jej żywot się zakończy? Że płacze, ponieważ popełniła błąd, chcąc uchronić ukochanego od cierpienia, a skutek okazał się zupełnie odwrotny?

- Chyba wybrałem złą osobę na wysłuchanie moich problemów. - mruknął. Tak, to było bardzo w jego stylu. Zerknąłem na niego jeszcze raz gdy wstawał, a on spojrzał na mnie. Prosto w moje oczy. Stare oczy, w których można było dostrzec bezkresny ocean bólu. Następnie zerknął na mój szalik. To był ten szalik, który dostałem od niego kata temu. Gdy byłem młody, gdy byłem szczęśliwy, gdy byłem z nim.

I mam wrażenie, że w tym momencie jakby coś go olśniło. Otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok. Rozejrzał naokoło a później znów spojrzał na mnie- staruszka siedzącego na ławce w Central Parku, patrzącego w złocisto-zielone tęczówki i płaczącego.

-Niemożliwe. - szepnął. - A... Ale dlaczego? Bo to ty, prawda?

Nie odpowiedziałem. Spuściłem wzrok i spojrzałem na swoje buty.

-Nikt kogo znałem nie był takim miłośnikiem przyglądania się swojemu obuwiu, Alexandrze.

Jego głos. Stał się taki radosny, jakby nagle zrzucono z niego wielki ciężar. Alexander... tak dawno nie słyszałem tego imienia. Tylko... jakim sposobem mnie poznał, przecież...

-Przecież nie wyglądam jak kiedyś. - dokończyłem na głos moje myśli. Otarłem rękawem łzy. On ponownie usiadł na ławce obok mnie i przytulił mnie do siebie.

-Dlaczego od razu nie powiedziałeś? Przecież mnie poznałeś, na pewno! Niezbyt się zmieniłem. - ten melodyjny śmiech. Poczułem ukłucie w sercu. Poczułem się przez chwilę jakbym znów był młody. - Dlaczego udawałeś, że mnie nie znasz.

- Nie tak miało być. - szepnąłem. - Nie chciałem, żebyś cierpiał.

-O czym mówisz? - spytał opierając czoło o moje ramię. Położyłem dłoń na jego plecach i lekko pogłaskałem, jak kiedyś.

- O tych wszystkich latach.

- Wiesz o tym, że... - jego głos się załamał a ja znów płakałem.

-Wiem. Myślałem, że zapomnisz, że zwiążesz się z kimś innym, ułożysz życie z kolejną młodą osobą.

- Cierpiałeś samotnie przez tyle lat...

Nic już nie odpowiedziałem. Mój zegar już wkrótce miał się zatrzymać. Teraz już wiedziałem, że każdą kolejną minutę mojego życia chcę spędzić przy nim.

- Nie przeszkadza ci, że ja...

-Głuptasie.- pocałował mnie w policzek. - Jak takie niuanse miałyby w czymkolwiek przeszkadzać. Kocham cię, Aniele.

-Niedługo umrę. - poczułem, jak jego uścisk staje się nieco silniejszy.

-Nie możesz umrzeć. Nie teraz, gdy w końcu cię odzyskałem.

-Nic na to nie poradzę. - szeptałem, nie byłem już w stanie powiedzieć niczego głośno. Każde słowo bolało.

A najbardziej bolały złe decyzje.


***


Minęły dwa tygodnie. Te dwa tygodnie spędziliśmy razem w pewnym znajomym mieszkanku na Brooklynie. Było wspólne picie kawy zaraz po przebudzeniu, długie rozmowy, mogłem przyglądać się temu pięknemu ciału, miodowej skórze i delikatnie zarysowanym mięśniom. Było pięknie. Ostatnie dwa tygodnie mojego życia. Śmierć nadeszła szybko, niespodziewanie, w nocy. A w swojej dłoni czułem jego delikatną dłoń i ciepło. Ciepło drugiego człowieka, ciepło miłości mojego życia.

_________________________


Możecie krzyczeć xD  Wielki powrót! Niespodzianka! Wszyscy się cieszą! Jestem zła >;D  I przepraszam za tą ich "rozmowę", bo wyszła na prawdę... dziwnie. Jeśli chcecie to kiedyś napiszę jeszcze coś podobego :D
Przepraszam za nieobecność. Nie, nie obiecam, że będą pojawiały się regularnie rozdziały. Ten oneshocik powstał w wyniku nagłego przypływu chęci napisania czegoś... innego na tym blogu. Oprócz tego jestem w połowie pisania czegoś jeszcze, ale nie będę niczego obiecywać bo możliwe że znowu się zatnę na kilka miesięcy.

Pozdrawiam wszystkich wytrwałych czytelników i dziękuję, że znosicie moje wzloty i upadki
~Koneko

20 komentarzy:

  1. Jak ja się cieszę. Aż nie wiem jak ten oneshot skomentować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, wcale nie płaczę.
      I wcale nie liczyłam na coś zabawnego, co mówił poprzedni post, więc wcale nie dostałam w twarz z krzesła.

      Usuń
    2. wybacz xD Jestem okropna, wiem. Jakbym na jakimś blogu przeczytała coś takiego chyba zabiłabym autora xD tak więc... dzięki, że jesteś <3
      ~Koneko

      Usuń
    3. Kiedyś czytałam coś na wzór Mechanicznej Księżniczki, zamiast Willa Alec itd. Swoją drogą, kiedyś byłam zła, że Cassie nie zdradziła, jak Malec skończył. Teraz jestem wniebowzięta. Uwielbiam otwarte zakończenia. Każde z nas może sobie wyobrazić, jak skończyła się ta słodko-gorzka historia trudniej miłości. Czy któryś stał się nieśmiertelny, śmiertelny czy Alec zestarzał się u boku Magnusa, czy odszedł jak Tess od dzieci.

      Usuń
    4. Szczerze mówiąc to jest jedna rzecz, której nienawidziłam w tej parze. No i właśnie chodzi tu o przyszłość. Bo to strasznie bolało, sama myśl, że taka piękna miłość będzie musiała się skończyć. Dlatego zawsze odsuwam od siebie przyszłość i zwykle trzymam się tego co jest teraz ^^ Z jednej strony chciałabym czytać o ich przyszłości, a z drugiej boję się tego i mam nadzieję, że Cassie nigdy tego wątku nie rozwinie :c

      ~Koneko

      Usuń
    5. Może w coś tej nowej trylogii o Magnusie, co ma powstać? Ma być coś o związku z Alekiem, ale nie wiadomo, o który etap chodzi.

      Usuń
  2. Nie martw się, będę na ciebie czekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę czekać, aby móc cię zabić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Parring MagnusxAlec to jedna z moich najulubieńszych par i kocham opowiadania o nich. Przez ostatnie parę tygodni byłam zajęta szkołą i swoimi problemami, a czas wolny zapychałam bardziej kilkoma dobrymi anime i powalającą dawką muzyki. Minęły już może dwa miesiące, może więcej, odkąd w ogóle o nich myślałam. Zdążyłam trochę zapomnieć. Więc kiedy zobaczyłam powiadomienie o twojej notce na poczcie, przypomniały mi się te wszystkie noce zarwane nad opisami ich słodkich pocałunków i jak na skrzydłach przyleciałam tutaj. Dopiero teraz miałam chwilę, aby to przeczytać, a i tak już trzeci raz musiałam przerywać i pospiesznie ocierać łzy z policzków, bo młodszy brat bez ostrzeżenia wbił mi po coś do pokoju. Bo płakałam. Płakałam przez ciebie jak głupia. Gdy na początku skapnęłam się, że to nie będzie historia z ich młodości pełna krótkich spięć, namiętności i happy endu, ale bolesny rachunek błędów przeszłości, moje serce zamieniło się w kamień. Gdy ukochany Magnus usiadł obok niego na ławce, ten zimny głaz w mojej piersi przestał bić. A potem słowa: "-Nikt kogo znałem nie był takim miłośnikiem przyglądania się swojemu obuwiu, Alexandrze." Nie było dramatycznych uniesień. Po prostu w jednej chwili przez to głupie zdanie z moich oczu popłynęły strumienie łez, jakby ktoś odkręcił kurek. Te wszystkie noce zlały się w jedno. Siedziałam na tapczanie, a wokół mnie na szarym materiale kwitły kolejne ogromne, ciemne kwiaty - plamy łez. Czułam tylko ból. A potem zakończenie. Tak proste. Tak dobre. Tak bardzo, bardzo bolesne.
    Dziękuję ci. Nie będę mogła dziś zasnąć. Jestem na tyle wrażliwa, że każda głębsza historia wdziera się w moją psychikę i potrafi zmienić nastrój na wiele najbliższych dni. A ja znam siebie na tyle dobrze, że wiem, iż długo nie pozbędę się tego, co czułam przy moim kochanym, umierającym Alexandrze.
    Wiem, że długo nie pozbędę się tego bólu.
    Waśnie dzisiaj udało mi się mniej więcej wyjść z minichandry, która ogarniała mnie przez ostatnie dni.
    Po kilku godzinach ty mnie zniszczyłaś.
    Zniszczyłaś.

    Co mam powiedzieć?
    Do zobaczenia


    Idę wystawić głowę za okno, bo leje jak z cebra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz jest lepszy niż wszystkie moje dotychczas napisane opowiadania... jestem zazdrosna :/ A tak już serio, to cieszę się, że udało mu się wywołać takie emocję i dziękuję że mi je tak pięknie opisałaś <3
      No i przepraszam ._.
      ~Koneko

      Usuń
  5. Po pierwsze i najważniejsze - nie przepraszaj. No dobra, trochę mnie zryłaś, ale to nie pierwszy i na pewno nie ostatni przypadek, kiedy czuję ten ból. Może mam w sobie coś z masochistki, nie wiem, ale jak do tej pory nie wychodzi mi zbytnio uczenie się na błędach i wciąż sięgam po smutne książki, anime, filmy, opowiadania, itd. Jakoś specjalnie nie staram się z tym walczyć. Może po prostu polubiłam pławienie się w tym cierpieniu? No dobra, aż tak zryta chyba nie jestem, ale do końca normalna też nie. Lubię łzy. Lubię uczucia. Każde, a nie tylko te szczęśliwe, te akceptowane przez społeczeństwo. Lubię coś czuć. Lubię czuć, że żyję. I uważam, że z każdą kolejną taką nocą, gdy siedzę na dachu, pośród ciemności, wiatr targa moimi włosami, a ja po prostu wpatruję się w gwiazdy i płaczę, jestem bogatsza.
    Także nie przepraszaj.
    I, no... Ja właściwie nic takiego tam nie napisałam... Właściwie uważam, że to ty jesteś geniuszką. Masz barwną wyobraźnię i bogate słownictwo; nietuzinkowe, niebanalne, ciekawe teksty. Owszem, może gdyby udało ci się skołować jakąś zaufaną betę do pomocy, ewentualnie miałabyś ogarnięte przecinki czy coś, no i miałabyś z kim obgadać swoje wizje i pomysły, więc to wszystko byłoby jeszcze lepsze. Ale możesz mi uwierzyć, bo przeczytałam już naprawdę wiele blogów opartych na swoich ulubionych książkach czy anime, więc wiem, że zdarzają się opowiadania, gdzie od błędów aż oczy bolą, no i sama jestem betą mojej najlepszej przyjaciółki, więc mimo wszystko staram się jej pomóc, dużo czytam na ten temat i co nieco wiem - masz teksty na NAPRAWDĘ wysokim poziomie. Nie masz się czego powstydzić.
    To kolejna moja wada: nigdy nie potrafię wyrazić tego, co czuję. Dlatego zwykle nie komentuję np. każdego rozdziału na blogu tylko wstawiam jedną opinię na samym końcu. No cóż, prawda jest taka, że jeszcze chyba nigdy w życiu nie stworzyłam krótkiego komentarza. Możesz uwierzyć mi na słowo, że tak właściwie to, co napisałam wczoraj, nie jest ani specjalnie długie, ani jakoś wyjątkowo barwne treścią. Miewałam już komentarze długości połowy opowiadania. Więc tak właściwie to powinnaś się cieszyć, że nie musisz się ze mną tak męczyć, a mnie wypadałoby cię przeprosić za to mielenie ozorem i jak najszybciej zakończyć tę ścianę tekstu.

    Sorki
    Dzięki za wszystko
    Standardowo - masz mi pisać dalej, małpo!

    No i pa

    OdpowiedzUsuń
  6. Kuso, znowu się rozpisałam...
    A nie mówiłam? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże co ja robię zamiast spać aby wstać rano wcześnie do pracy to czytam fanfiction. Bardzo dobre fanfiction tak w ogóle ☺ Czytałam juz tyle opowiadań tą parą (♡Malec) i musze się przyznać że wyczuwam w tym twoim duży potencjał. PS. Nie mogę się doczekać kontynuacji głównego opowiadania jak na razie przeczytałam tylko je ale jutro nadrobie tą oraz inne notki

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam tu przypadkiem i... kurde, genialne!
    Zawsze chciałam przeczytać właśnie o tym, jak Alec już odchodzi i jak Magnus zostaje sam.
    Świetna robota, naprawdę podziwiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. I cały czas brak nowych rozdziałów :( szkoda, bo to najlepszy blog o tej parze jaki udało mi się znaleźć

    OdpowiedzUsuń
  10. O Jezu *.* Cudo.

    Czekam na kolejną notkę, mam nadzieję, że jeszcze tu wrócisz ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Co jakiś czas widzę na poczcie powiadomienie z tego bloga. Moje małe serduszko zamiera - może to właśnie dziś? Może nareszcie wróciła? Jednak zawsze po chwili ciężar rzeczywistości upada na mnie ze zdwojoną siłą. To tylko czyiś kolejny komentarz. Jeszcze nie dziś. Ale pewnego dnia wróci. Musi wrócić.
    Ta, jestem bardzo głupiutka. Ciągle czekam. Ale jak widać nie tylko ja. Może kiedyś naprawdę to się opłaci i będzie nam dane zobaczyć kolejną notkę. A na razie jak zawsze czytam po prostu to ostatnie śliczne opowiadanie. Jak zawsze czekam na moment, gdy w końcu nic we mnie nie poruszy. Gdy obojętnie przelecę je wzrokiem i wyjdę stąd, nie oglądając się za siebie. Gdy nie uronię ani jednej łzy. Jak zawsze nic z tego nie wychodzi.
    Także owszem, może jestem nieco żałosna, ale wciąż czekam. I chyba tak szybko się nie poddam.

    OdpowiedzUsuń
  12. W oczekiwaniu na nowy rozdział :< Pozdrawiam dużo weny mam nadzieje ze nie porzucisz bloga

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będe czytać żadnych opo czy oneshot gdzie Alec umiera. trafiłam do ciebie i całe postanowienie szlag trafił, przeczytałam i ryczałam jak bóbr. jesczcze żadna książkowa para nie zajmowała tak szczególnego miejsca w moim sercu dopiero Malec, ulokował się na dobre wraz z bagażem emocji. A Lekcja historii genialna czekam na wiecej

    aga

    OdpowiedzUsuń