sobota, 27 lutego 2016

Kocie oczy

   Gdyby kiedyś ktoś mnie zapytał, czy istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia to nawet bym się nie zawahał. Odpowiedź byłaby dla mnie jasna, prosta. Miłość od pierwszego wejrzenia NIE istnieje, coś co możemy nazwać tym tytułem to zwykłe zauroczenie, fascynacja, ale nigdy nie miłość. Bo jak kochać kogoś, kogo tak właściwie się nie zna? Kochamy wtedy tę daną osobę czy jej wygląd? To po prostu zwykła, ludzka wrażliwość na piękno, nic więcej.

   Przez pewien okres mojego życia zastanawiałem się czy miłość w ogóle istnieje. Potem spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Kim był obiekt moich westchnień? Cóż... tutaj sprawa się komplikuje. Zakochałem się w moim przybranym bracie. Tak, jestem chłopakiem, gejem, zapatrzonym we własnego brata jak w obrazek. Nie dość, że brata, to jeszcze parabatai. Świetnie, prawda?

  Czasami zastanawiałem się, czy może być gorzej. Uwierzcie mi, że może. Zwłaszcza jeśli się ma niezwykle spostrzegawczą siostrę, która lubi wtykać nos w nieswoje sprawy, a seksowny blondyn ( ten, którego kocham) spotkał pewną dziewczynę i coś wyraźnie zaiskrzyło.

  Jestem Alexander Lightwood. Mam siostrę- piękną i przebojową Isabelle. Przybranego brata- pięknego i przebojowego Jace'a. Jeszcze jednego brata (tym razem biologicznego) Maxa- zbyt młodego, ale kiedyś na pewno będzie piękny i przebojowy. A w całym tym tłumie gwiazd jestem ja. Alec. W szarym, dziurawym swetrze, z nierówno obciętymi włosami, gej zakochany w parabatai. Czyli pyłek kurzu w świecie pięknych i przebojowych Nocnych Łowców. Czarna owca w rodzinie Lightwoodów. Syn marnotrawny ( rodzice jeszcze tego nie wiedzą), niby dorosły ale wiernie słuchający młodszego rodzeństwa. Nieciekawa sytuacja.
   Ale nieciekawe sytuacje mają to do siebie, że błyskawicznie staje się jeszcze gorzej niż było. Znacie to? Stoicie w środku miasta, otacza was stado demonów w każdej chwili gotowych do ataku. Rozkładacie ręce i pytacie nicości "Czy może być gorzej?" I właśnie w tej chwili z nieba zaczynają spływać kaskady deszczu, jakby wszechświat odpowiadał "Uwierz mi, że może i będzie."  Ja wiem jak to jest. Dokładnie w ten sposób czułem się gdy mała, ruda Clary ( piękna i przebojowa) okazała się Nocnym Łowcą. Jace się w niej zadurzył i obawiam się, że z tego bagna już go nie wyciągnę. Ale wróćmy do rzeczy. Pani "płomiennowłosa artystka" zgubiła matkę, wspomnienia, olał ją przyjaciel, została zaatakowana przez demona a jej mieszkanie zrujnowano. To też jest nieciekawa sytuacja, w pełni rozumiem dziewczynę. Ale jeśli ma kłopoty to po co wciąga w to niewinnych Nefilim, w tym także i mnie? Tak właściwie to wciągnęła Jace'a ale jak mógłbym zostawić złotowłosego bez ochrony? Ktoś musi osłaniać mu plecy, prawda? W ten sposób zostałem wbrew sobie wciągnięty w aferę Kielicha Anioła.

   Z początku było... nie było tak źle. Jace bawił się w detektywa, ja przekonywałem młodzież, że lepiej zawiadomić Clave. Normalka. Nagle rzucili mi w twarz czymś co nosiło wdzięczną nazwę "Impreza Magnusa Bane'a" Pewnie spytacie, dlaczego nie byłem zachwycony tym pomysłem? Uh.... wszystko wytłumaczę. Po pierwsze: Jestem introwertykiem ( czyt. wolę siedzieć w domu z książką niż łazić po klubach). Dla takich jak ja nie ma nic gorszego niż nocny wypad na domówkę. Po drugie: to nie jest byle jaka domówka. Przyjęcie organizuje Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu. PODZIEMNY. Jeśli jeszcze nie wiecie Nocni Łowcy mają... trochę na pieńku z podziemnymi. Ale dobra. Gdyby to był pierwszy lepszy czarownik byłoby ok. Ale oczywiście nie może być ok. Magnus Bane jest jednym z najpotężniejszych czarowników.  Więc jeśli mu podpadniemy to:
a) zamieni nas w jakieś niezbyt urodziwe zwierzę ( dajmy na to takiego szczura)
b) zamieni nas w kupkę popiołu
c) przywoła demona, który zamieni nas w górę mięsa
d) wkurzy się i wypowie wojnę Clave, przez co my stracimy znaki, ewentualnie umrzemy.
Przyszłość obrazowała mi się jako wyjątkowo barwna.

    Odmawianie, obrażanie się, kopanie nogami nic nie dało. Izzy wcisnęła na mnie czarną koszulę, czarne spodnie, ułożyła moje włosy i oblała litrem perfum. Ono sama pewnie ubrała się nieco bardziej wyzywająco. Byłem zbyt zajęty wyobrażaniem sobie życia jako kupka popiołu, żeby zwracać uwagę na jej ubrania. Drzwi Instytutu otworzyły się. Nadeszła pora na wejście w paszczę lwa.

***

   Obok starej brooklynskiej kamienicy zauważyłem szansę na poprawę mojego smętnego humoru. Motocykle wampirów. Szturchnąłem złotowłosego brata i wskazałem na pojazdy uśmiechając się sprzytym złośliwie.

- Myślisz o tym samym co ja? - spytałem.

- Myślę, że myślę dokładnie o tym samym. - rząd śnieżnobiałych zębów mógłby czasem służyć za źródło światła zamiast magicznych kamieni. Ruszyliśmy z Jacem w kierunku motocykli. nie ma nic lepszego niż denerwowanie wampirów. A najłatwiej wkurzyć wampira niszcząc jego zabawkę wlewając do baku wodę święconą.

- Nie wiem, czy ta impreza jest dobrym pomysłem. - wspomniałem pomagając Jaceowi opróżnić butelkę wody.

- Powtarzasz się.- wzruszył ramionami. - Clary musi odzyskać wspomnienia. Bez tego nie znajdziemy kielicha.

- A tym powinni się zająć Clave a nie banda nastolatków. - mruknąłem.

- Oj znowu zaczynasz. Zanim Clave zacznie działać może być już po wszystkim. Nie mamy czasu i dobrze o tym wiesz.

- Ale Magnus Bane...

- Czyli o to chodzi. - znów zauważyłem promienny uśmiech. - Nie martw się, nie będzie źle. Słyszałem, że Bane jest całkiem spoko.

- Jest podziemnym.- westchnąłem .- I potężnym czarownikiem. Jeśli coś pójdzie nie tak będziemy mieli kłopoty.

- I tak będziemy je mięli. - wyprostował się. - Gotowe. Teraz pijawki daleko nie odjadą. Chodź, wracamy do dziewczyn. Nic się nie martw.- poklepał mnie zachęcająco po ramieniu. - Damy sobie radę.
Zawsze dajecie sobie radę. 

  Pozostało mi tylko razem z Jacem dołączyć do czekających Clary, Izzy i Przyziemnego. Zadzwoniliśmy do drzwi. Chwilę czekaliśmy. Otworzył na wysoki, dziwnie ubrany mężczyzna. Wbiłem wzrok w swoje buty. To na pewno był Magnus. Słyszałem, że jest dość... specyficzny? W każdym razie wybrałem opcję "udawaj, że cię tu nie ma" i łudziłem się, że nie zostanę zauważony. Czarownik niechętnie wpuścił nas do środka. Rozejrzałem się po starej klatce. Krzywe schody groziły zawaleniem, a drewniana poręcz pojękiwała ostrzegawczo pod najlżejszym dotykiem. Na parterze widziałem drzwi, prawdopodobnie w kamienicy mieszkał ktoś jeszcze. Jedynym źródłem światła był naga żarówka zwisająca z sufitu. Wdrapaliśmy się na górę i weszliśmy do loftu- mieszkania Bane'a. Salon był wypełniony tańczącymi, wijącymi się podziemnymi, głównie wampirami, ale udało mi się wypatrzeć kilka fearie, trzech czarowników o rozmaitych kolorach skóry, jednego wilkołaka ( jakim cudem jeszcze żył w tłumie wampirów? ) i parę innych stworzeń, których przynależności gatunkowej nie potrafiłem stwierdzić. Pokój był zalany kolorowymi, migającymi światłami. Na wprost drzwi znajdował się bar za którym czarownik obdarzony jasnymi rogami podawał drinki. Z lewej od baru na niedużym stole leżały tace pełne przekąsek a z prawej trzy kanapy i sześć stolików kawowych. Bardziej czułem się jak w Pandemonium niż jak na domówce.

   Isabelle zniknęła w tłumie z Przyziemnym a Clary i Jace już zaczęli rozmowę z Magnusem. Czarownik zaprosił ich do drugiego pokoju, a ja poszedłem razem z nimi. Miałem nadzieję, że za drzwiami muzyka nie będzie taka głośna. Nawet nie wyobrażacie sobie mojej ulgi i zaskoczenia, gdy po zamknięciu drzwi do sypialni zapanowała kojąca cisza. Bane musiał rzucić jakiś czar na pomieszczenie, odcinając nas tym samym od hałasu panującego obok.

  Zaczęły się pytania. Słuchałem uważnie opowieści Magnusa, ale rozmowę prowadzili Jace i Clary, ja odgrywałem tutaj rolę drugoplanową. Nie, żeby mnie to zaskoczyło. Przyglądałem się czarownikowi. Jego włosy ułożone w kolce lśniły od brokatu tak jak koszulka, która za każdym razem, gdy uniósł ręce odsłaniała kawałek płaskiego brzucha bez pępka. Jego głos był... niski, zawadiacki, ale w inny sposób niż u Jace'a. Ten głos wwiercał się gdzieś głęboko w umysł, przypominał mruczenie kota. Magnus mówił swobodnie, żartował nawet w poważniejszych sprawach. Wydawał się być niezwykle pewny siebie, to on decydował w którym kierunku pójdzie rozmowa i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Był zupełnie inny niż sobie to wyobrażałem.

   Przyglądałem mu się, ale za nic nie mogłem zmusić się do spojrzenia mu w oczy. Nie miałem pojęcia jaki mają kolor, a jak na razie poza brakiem pępka nie zauważyłem nic co wskazywałoby na to, że Magnus jest pół-demonem.

   Rozmowa zeszła na temat Valentina i Powstania. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie, które postanowiłem w końcu zadać.

- Brał pan udział w Powstaniu? - w końcu podniosłem wzrok i spojrzałem czarownikowi w oczy. Zamarłem na ułamek sekundy. To było coś... niesamowitego. Tęczówki były koloru zielonego, ale bliżej środka przechodziły w żółć. Źrenica była pionowa i wąska jak u kota. Oczy błyszczały dziwnym blaskiem i patrzyły w moją stronę. Zupełni jakby zaglądały w głąb mojej duszy, jakby ich właściciel mógł dowiedzieć się o mnie wszystkiego.

   Miałem wielką ochotę odwrócić wzrok, spojrzeć na buty albo na kanarkową pościel za Banem. Jednak... nie mogłem oderwać się od fascynującej gry barw w jego oczach. Rozmowa toczyła się dalej. Dziwna więź powstała między naszymi spojrzeniami nie została zerwana mimo, że czarownik dopowiadał właśnie na pytanie Jace'a. Uświadomiłem sobie, jaka fascynacja malowała się na twarzy Magnusa. Zdziwienie, radość i coś w rodzaju zachwytu. On przecież patrzył na mnie. Szarego Aleca, który siłą został zmuszony do porzucenia szarego swetra i którego włosy zostały okiełznane za pomocą dziwnej magii, która potrafiła posługiwać się Isabelle. Nie było złotych włosów i tęczówek koloru słońca. Nie było ironicznego uśmieszku. Nie było tego światła, którym promieniował Jace i nawet jednej dziesiątej jego wdzięku. Był Alexander Lightwood czyli na pewno nie powód do zachwytu.

    Poczułem ciepło na twarzy. Wzrok czarownika zaczynał mnie przytłaczać, zawstydzać. Chciałem jednak wciąż przyglądać się temu cudowi. Tym przepięknym oczom przypominającym klejnoty. Tak niezwykłym. Widziałem w nich figlarną iskierkę, do policzków napłynęła mi krew. W końcu odwróciłem wzrok podziwiając moje buty jakby były najbardziej fascynującą rzeczą na świecie. A nie były. Zapragnąłem wciąż patrzeć na Magnusa. Doszukiwać się w jego spojrzeniu coraz to nowych barw, zauważać coraz to nowe emocje. Wychwycić jak kolor jego oczu zmienia się w zależności od nastroju.

   Próbowałem kontynuować rozmowę, ale miałem poważne problemy ze skupieniem. Ponadto za wszelką cenę starałem się unikać wzroku czarownika. Paradoksalnie chciałem znów nawiązać ten mentalny kontakt. Odetchnąłem z ulgą gdy grzecznie wyprosił nas z pokoju. Odwróciłem się jeszcze i zerknąłem przez ramię na brokatowego mężczyznę. Nasze spojrzenia znów się spotkały. Zupełnie tak, jakby on wciąż mnie obserwował tylko czekając na okazję, żeby nawiązać niemą konwersację. Kolejny rumieniec. Świetnie. Zawstydzony, marzyłem już tylko o tym, żeby znaleźć Isabelle i wrócić do domu.

   Oczywiście musiał pojawić się problem w postaci Przyziemnego zamienionego w szczura. Rozdrażniony Magnus wyprosił gości kończąc imprezę. Gdy obok niego przechodziłem nachylił się lekko w moją stronę mrugnął do mnie a z powieki posypał się brokat.

- Zadzwonisz do mnie? - zapytał. Znów miałem problem z zebraniem myśli ( i oddychaniem). Pionowe źrenice nadawały jego twarzy drapieżny wyraz. Jego oczy hipnotyzowały. Gdyby Jace nie chwycił mnie i siłą nie wyciągną za drzwi pewnie stałbym w progu całą noc wpatrując się w fantastycznego Magnusa Bane'a. Wysokiego Czarownika Brooklynu. W podziemnego. W najwspanialsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem.

***

   Miłość od pierwszego wejrzenia? Nie mam pojęcia. Wciąż nie jestem co do niej przekonany. Tylko tym razem nie potrafię bez wahania, pewnym siebie tonem powiedzieć, że nie istnieje. Kocham Jace'a. Więc dlaczego gdy tylko zamykam oczy widzę kocie tęczówki czarownika? Dlaczego co chwila przyłapuję się na analizowaniu i tworzeniu alternatywnego scenariusza do naszej rozmowy na imprezie. Dlaczego wieczorami wpatruję się w komórkę wciąż słysząc niski głos przypominający mruczenie i słowa " Zadzwoisz do mnie"? Nie mam nawet jego numeru. Czy można kochać dwie osoby na raz? Czy można kochać kogoś, kogo widziało się tylko raz w życiu? Zaraz.. nie! Je go nie kocham! To zauroczenie! Chwilowa fascynacja! Tak.. po prostu te przepiękne kocie oczy podziałały na mnie jak narkotyk. Albo podziemny rzucił na mnie jakiś czar. To nie jest miłość. Miłość jest zbyt złożonym uczuciem. Chyba... Chyba że miłość to tona brokatu, skóra o barwie miodu i zielono-złote spojrzenie. Chyba, że miłość to Magnus Bane.

____________________________

Tak krótki one-shocik. xD Pomysł mi się.. przyśnił. Nie pytajcie, miewam na prawdę dziwne sny. W każdym razie zapadła mi w pamięć scena Aleca wpatrzonego z zachwytem w kocie oczy i tak jakoś... się napisało. :3   Jeśli się podobało to liczę na komentarze. Jeśli nie to też mam nadzieję, że powytykacie mi wszystkie wady.

Pozdrawiam
Koneko :*

4 komentarze:

  1. Wspaniale ;-) weny,czasu :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałaś wszystko co napisałam... Podziwiam xD I dziękuję <3
      Kurde... nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mam ochotę siedzieć i pisać, jeśli tylko Ci się podoba :D

      Usuń
  2. Wspaniałe, cudowne, niesamowite! <33
    Uwielbiam ten one-shot! Malec Forever ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. I taki Alec zastygły z zachwytu, z szeroko otwartymi, zamglonymi oczami, rozczochranymi włosami, delikatny rumieńcem na policzkach i lekko rozchylonymi wargami... genialne! Kocham każdy akapit twoich opowiadań, w którym Alec zatraca się w głębokim spojrzeniu pewnych pięknych kocich oczu, fantazjuje o aksamitnych, ciepłych wargach i palcach iskrzących się brokatem zanurzonych w miękkich lokach. Kiedy tak słodko i niepewnie zatraca się w morzu swoich niezrozumiałych, ale gorących uczuć. Kolejny plus - uwielbiam, kiedy znane z książki wydarzenia są opowiadane z innej perspektywy. Zawsze szalenie mnie to ciekawi i sama próbuję wczuć się w innych bohaterów. Także gratuluję kolejnego zarąbistego opowiadania do kolekcji, bo odwaliłaś kawał naprawdę dobrej roboty. ;)

    OdpowiedzUsuń