niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział VI

       Do niedużego pokoju przez zasłony wpadały jasne promienie światła. Chłopak leżący na łóżku leniwie otworzył błękitne oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w biały sufit. Usiadł powoli i sprawdził godzinę na telefonie. Była prawie dwunasta. W pierwszej chwili Alec przestraszył się, że zaspał do szkoły, ale po chwili przypomniał sobie, że jest sobota. Znów położył się na  materacu i wtulił w ciepłą kołdrę.
       Wczoraj musiał iść z rodzeństwem na imprezę. Nie miałby nic przeciwko gdyby nie jedna ruda pijawka, która wybrała się razem z nimi. Automatycznie nią też miał obowiązek się zająć, jakby już była częścią rodziny. Denerwowała go sama jej obecność, nie mógł przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, a tu nagle musiał grzecznie, jak z młodszą siostrą, iść do klubu. Alec sporo wypił i teraz alkohol przypomniał o sobie tępym, ale znośnym bólem głowy.
     Chłopak niechętnie wstał z łóżka. Ubrał luźne, dresowe spodnie i bez koszulki ruszył w stronę kuchni. Gdy tylko opuścił swój pokój usłyszał drażniący chichot. Wystarczająco znany mu, żeby mógł rozpoznać do kogo należy i wystarczająco obcy, aby stwierdzić, że nie pasuje do tego domu. Wszedł do kuchni i zobaczył ją. Rude, zwykle rozpuszczone włosy miała spięte w luźnego koka. Do dużej, zielonej koszulki ubrała potargane jeansy. Stała z Jacem przy ladzie i entuzjastycznie o czymś dyskutowali. Gdy zobaczyła w drzwiach Aleca lekko się zarumieniła. Uśmiechnął się w duchu i ruszył w kierunku lodówki.
-Czy to nie nasz najstarszy, najukochańszy braciszek? Nie wstyd ci? Paradować przy damie w negliżu?- Zaczął blondyn złośliwym tonem.
-Damie?- spytał brunet lodowatym tonem. Głowę wciąż miał schowaną w lodówce, zastanawiał się, co powinien zjeść na śniadanie.- Ja tu takiej nie widzę.
-Alec!- warknął Jace- co się z tobą dzieje? Czemu z samego rana jesteś tak wrogo nastawiony do całego świata?
-Nie całego. Tak właściwie to świat mało mnie obchodzi- Zamknął lodówkę, postawił na blacie jajka i szynkę, odwrócił się do brata i krzyżując ręce na piersi zapytał- Co ona tutaj robi?- Skinieniem głowy wskazał na Clary nie odrywając wzroku od Jace'a.
-Ja...-zaczęła zmieszana, ale blondyn jej przerwał.
-Jej mama musiała wyjechać na jakiś czas więc zaproponowałem, żeby do jej powrotu zatrzymała się u nas?
-Będzie tu siedzieć kilka dni?! Co na to mama? Dlaczego nie mogła pomieszkać u swojej rodziny?
-Nie mam nikogo- wtrąciła Clary ale Alec nawet na nią nie spojrzał. Mimo to kontynuowała.- ojciec rozwiódł się z mamą jeszcze przed moim urodzeniem i od tamtego czasu nie mamy ani z nim ani z jego rodziną żadnego kontaktu. Dziadkowie do strony mamy nie żyją. Nie mam żadnych wujków ani innych krewnych. Poza tym ja tu jestem, więc byłabym wdzięczna, gdybyś mnie nie ignorował.
-A mama?- dopytywał się brunet w końcu rzucając rudej zirytowane spojrzenie.
-Na wszystko się zgodziła.- do kuchni właśnie weszła Isabelle w piżamie. Jej czarne włosy luźno opadały na ramiona.- Okazało się, że Jocelyn, mama Clary, to jej znajoma z młodości. Rano gadały przez telefon chyba z godzinę.
-Więc czemu tylko ja o tym nic nie wiem?
-A kiedy mięliśmy ci powiedzieć?- westchnął Jace.
-Gdy tylko się dowiedzieliście! Czemu w tym domu zawsze decyzję podejmują wszyscy oprócz mnie?!
     Zapadła cisza. Jace i Izzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Dziewczyna zabrała Clary do swojego pokoju by blondyn mógł wszystko spokojnie wytłumaczyć bratu.
-Alec... co się z tobą dzieję? Zawsze byłeś spokojny i opanowany a od kilku dni miewasz straszne humory.
-Nie odpowiedziałeś.- brunet spojrzał na brata z wściekłością.- Przypomnij sobie, kiedy ostatnio pytaliście mnie o zdanie w jakiejś sprawie lub kiedy brałem udział w podejmowaniu ważnej decyzji.
-Ale tu nie było o czym decydować. Musiała się gdzieś zatrzymać.
-Nawet nie spytaliście, czy mnie jej obecność nie przeszkadza.
-Myślałem- zawahał się blondyn- że nie masz nic przeciwko. Zawsze się zgadzałeś. Po prostu. Jeśli podejmowaliśmy bez ciebie jakieś decyzję byliśmy pewni, że nie będziesz miał nic przeciwko. Alec, wszystko w porządku?
-I widzisz, teraz mówię, że mi nie pasuje, a ty z góry zakładasz, że coś się stało. Jakbym nie mógł wyrazić własnego zdania w jakiejkolwiek sprawie.
-Dobrze wiesz, że to nie tak.
-A jak? Zapraszasz tę laskę do naszego domu a ja o niczym nie wiem. Łazi za nami od jakiegoś czasu i ciągle tylko głupio chichocze. Po co ona w ogóle pojawiła się w tej szkole?
-Alec!- krzyknął Jace. Stracił cierpliwość. Jace nie tracił cierpliwości, nigdy. W tym momencie dla Aleca wszystko stało się jasne.
-Podoba ci się?- spytał cicho, odwracając wzrok. Cisza trwała dłuższą chwilkę, gdy w końcu usłyszał głos blondyna cichy i niepewny.
-Chyba tak.- Alec nie znał tego Jace'a. Jego brat zawsze był wygadany i pewny siebie. Teraz stał przed nim zupełnie obcy chłopak. Mimo tej zmiany brunet wciąż wiedział, że tak łatwo nie uwolni się od uczucia, którym darzył blondyna. Przygryzł wargę i wyszedł z kuchni. Po jego policzku spłynęła jedna, jedyna łza, którą zaraz starł ręką. Na szczęście nikt nie widział, że płacze. Wrócił do pokoju i trzasnął drzwiami. Znów położył się na łóżku i tym razem pozwolił łzą płynąć.

***

Isabelle weszła do kuchni i zastała Jace'a siedzącego przy stole. Łokcie trzymał na blacie a głowę opierał na dłoniach. Zaskoczył ją ten widok. Jej brat zwykle arogancji i pewny siebie sprawiał wrażenie załamanego. Rozejrzała się. Aleca nigdzie nie było.
-Nic nie rozumiem- odezwał się cicho blondyn nie podnosząc wzroku. - Zrobiłem coś nie tak?
-Nie- zaprzeczyła Izzy.- Gdzie Alec? Co się stało? Dlaczego krzyczałeś?
-Ja- zaczął Jace- Alec spytał mnie czy Clary mi się podoba. Gdy przytaknąłem on zrobił taką minę, jakby miał się zaraz popłakać. Po prostu wyszedł, bez słowa. Zamknął się w swoim pokoju. Izz, co się z nim dzieje? Ty coś wiesz?- spojrzał na dziewczynę. Na jego twarzy malowała się troska. Widać było, że bardzo martwi się o brata.
     Isabelle wiedziała. Zwłaszcza teraz, gdy Jace przyznał Alecowi, że Clary mu się podoba, nie miała żadnych wątpliwości. Nie mogla nic powiedzieć blondynowi, bo obiecała, że nikomu nie powie. Teraz tajemnica ciążyła jej na sercu.
-Pogadam z nim- rzuciła krótko. Jace westchnął tylko i wyszedł z kuchni. Prawdopodobnie poszedł przeprosić Clary za zachowanie Aleca.
   Izzy też opuściła kuchnię i udała się w stronę pokoju brata. Zapukała a gdy odpowiedziała jej cisza po prostu nacisnęła klamkę i weszła.
  Alec leżał na łóżku i patrzył na sufit pustym wzrokiem.
-Wybacz,ale musimy pogadać.- Przysiadła na łóżku. Gdy przez dłuższą chwilę nie było odpowiedzi postanowiła działać prostolinijnie- Jesteś zazdrosny- bardziej stwierdziła niż spytała- o Jace'a
     Twarz chłopaka przybrała czerwony kolor. Popatrzył na siostrę i podniósł się do pozycji siedzącej.
-Nie chcę o tym gadać- próbował spławić dziewczynę. Ta jednak nie ustępowała.
-Powinieneś mu powiedzieć. On się martwi, nie ma pojęcia co się z tobą dzieje.
     Chłopak wstał, wyciągnął z szafy ciemny sweter i przetarte jeansy. Ubrał się nie zwracając uwagi na obecność siostry w pokoju. Usiadł na obrotowym fotelu i popatrzył jej prosto w oczy.
-Wyjdź.- powiedział krótko.
-Albo o nim zapomnij- kontynuowała niezrażona Isabelle.- przecież jesteś teraz z Magnusem, prawda? Myślę, że powinieneś...
-A ty powinnaś zająć się swoim życiem- przerwał jej agresywnie.- Mam dość tego, że ciągle się wtrącasz.
-Po prostu się martwię- kłóciła się dziewczyna.
-Martwisz się, czy zaspokajasz swoją wrodzoną ciekawość?
-Alec... co się z tobą dzisiaj dzieje? Dziwnie się zachowujesz.
-Jace właśnie mi powiedział, że kocha się w tej rudej jędzy, która przez najbliższe kilka dni będzie z nami mieszkać. W dodatku nikt nawet nie spytał mnie czy nie mam nic przeciwko. Chyba  mam prawo być zły.
     Wstał. Wyciągnął z biurka portfel i schował go do kieszeni spodni.
-Wychodzę- oznajmił chłodno.
-Gdzie pójdziesz?- zaniepokoiła się Isabelle.
-Gdziekolwiek. Byleby jak najdalej od tego miejsca- odparł i wyszedł z pokoju.
     Izzy siedziała chwilę na łóżku wpatrzona w zamknięte drzwi. Z Aleckiem działo się coś złego a ona nie potrafiła mu pomóc. Uderzyła pięścią w miękki materac i przeklęła. W najważniejszych momentach zawsze była bezużyteczna.

***

    Zatrzymał się dopiero w parku, kilka przecznic od swojego domu. Gdy dzwoniąca komórka zaczęła go irytować po prostu wyłączył urządzenie. Usiadł na wolnej ławce, odchylił głowę i obserwował szare, jesienne niebo. Aż ciężko sobie wyobrazić, że jeszcze kilka dni temu było ciepło, słonecznie, a aura wciąż przypominała o zakończonych jakiś czas temu wakacjach, mimo że była już połowa października. Teraz chmury zakrywały grubą, ponurą warstwą cały nieboskłon i można było spodziewać się deszczu w każdej chwili. 
    Alec dopiero teraz uświadomił sobie, ze nie wziął za sobą nic oprócz portfela oraz komórki i tak właściwie to nie ma gdzie pójść. Z nikim nie utrzymywał na tyle bliskich kontaktów, żeby mógł się zwalić komuś do domu, a nie bardzo podobała mu się idea powrotu do domu. Czuł, że wiele spraw musi przemyśleć i że dobrze byłoby z kimś pogadać. Tylko z kim? Im dłużej się zastanawiał tym większa pustka ogarniała jego umysł. Po kilkunastu minutach wpadł na pomysł. Sprawdzi zawartość portfela, wstał z ławki i ruszył do jednej z pobliskich kawiarni. Uznał, że lepiej usiąść i przemyśleć wszystko w ciepłym pomieszczeniu przy filiżance pachnącej kawy niż marznąć i ryzykować zmoknięciem na ławce w parku.
    Kawiarnia nazywała się dość staroświecko: "Pod brzozą" i o dziwo rzeczywiście przed budynkiem rosła sporych rozmiarów brzoza, już bez liści. Alec otworzył drzwi i przywitał go cichy dźwięk dzwoneczka umieszczonego nad wejściem. Zajął mały stolik w kącie pomieszczenia i przeglądał kartę dań. 
   Podeszła do niego kelnerka. Na oko w jego wieku albo nawet młodsza. Miała sięgające pasa ciemno blond albo nawet już brązowe włosy spięte w wysoki kucyk. Uśmiechała się radośnie i spoglądała na Aleca oczami, których barwę ciężko było określić.
-Co podać?- spytała miłym tonem
-Kawę z mlekiem.
-Może coś jeszcze?
-Nie, dziękuję.- Alec zamknął kartę dań i podał ją dziewczynie. Ta skinęła głową i odeszła.
    Nie czekał długo na swoje zamówienie. Podziękował kelnerce i napił się ciepłego napoju. Gorzki, przyjemny smak rozlał się po jego kubkach smakowych. Rozsiadł się wygodniej na krześle i przyjrzał wystrojowi kawiarni. Była stosunkowo nieduża. Brunet przywykł do sporych lokali, a raczej klubów po których ciągali go Isabelle z Jacem. Tu było bardzo klimatycznie. Stoliki stały w każdym wolnym kącie. Ściany w ciepłych odcieniach brązu były ozdobione rożnymi malunkami, zdjęciami klientów i jesiennymi stroikami z liści.
-Czekasz na kogoś?- przed Aleckiem stała ta sama kelnerka, która jeszcze przed chwilą go obsługiwała. Uśmiechała się przyjaźnie.
-Nie- odpowiedział szczerze.
-Mogę się dosiąść?
-Skoro musisz- wzruszył ramionami.- Nie jesteś przypadkiem w pracy?
-Jestem ale w tej chwili mam przerwę. A ty siedzisz tu sam od 10 minut i wyglądasz jak siedem nieszczęść. Stało się coś?- zapytała i usiadła na krześle naprzeciwko niego. Wyglądała na szczerze zmartwioną. Chłopak przyglądał się jej swoimi błękitnymi oczami.
-Pokłóciłem się z rodzeństwem- wyznał po chwili wahania. Nie znał tej dziewczyny więc jakoś łatwiej przyszło mu powiedzenie prawdy. Poza tym musiał z kimś pogadać a kelnerka sprawiała wrażenie miłej i o dziwo zainteresowanej sytuacją chłopaka. 
Uśmiechnęła się serdecznie.
-Musisz być bardzo przywiązany do swojego rodzeństwa. Byłam pewna, że zerwałeś z dziewczyną. Widziałam wielu chłopaków, którzy stracili miłość swojego życia, więc byłam przekonana, że właśnie o to chodzi. Zaskoczyłeś mnie. Mogę wiedzieć o co poszło?
-Po co chcesz to wiedzieć?
-Nie chodzi o to, że interesuje mnie twoje życie osobiste, przecież nawet cię nie znam. Po prostu z własnego doświadczenia wiem, że w takiej sytuacji najlepiej jest się wygadać, a najłatwiej jest otworzyć się przed kimś obcym.
-Chodzi o "miłość mojego życia". Tak właściwie to niezbyt się pomyliłaś- wytłumaczył chłopak popijając kawę.
       Dziewczyna miała rację. Była dla niego przypadkowo spotkaną osobą i chyba właśnie przez to nie próbował udawać, że wszystko z nim w porządku. "Za chwile i tak wyjdę z kawiarni. Ona zapomni o mnie a ja o niej".
-Pewnie brat odbił ci dziewczynę?
-To... trochę bardziej skomplikowane.- uznał, że nie ma potrzeby informowania nowej towarzyszki o tyn, ze jest gejem zakochanym w swoim młodszym, adoptowanym bracie. "Cholera!. Jak to patologicznie brzmi!"
-Ja cie wysłucham- nie ustępowała.
-Żeby ci to wszystko wyjaśnić musiałbym tu siedzieć do wieczora. Nie mam przy sobie tyle kasy, a tobie zaraz skończy się przerwa.
-Rozumiem. No już, już. Bez nerwów. Tak poza tym to się nie przedstawiłam. Jestem Veronica, ale znajomi mówią mi po prostu Vi.
-Alexander albo Alec. Jak wolisz.
-milo mi poznać, Alec- ścisnęli sobie dłonie.- Więc zaszyłeś się tu, żeby odpocząć od brata?
-Chyba tak.- mruknął- Muszę się zastanowić co mam ze sobą zrobić. Nie bardzo mam gdzie iść, więc po prostu wrócę, przeproszę i zamknę się w pokoju.
-Ale skoro to twój brat odbił ci dziewczynę- kelnerka zawzięcie trzymała się swojej wersji wydarzeń- to dlaczego ty masz przepraszać? Co z twoją męską dummą?
-Chyba nie mam czegoś takiego- uśmiechnął się smutno- poza tym tu nie o to chodzi. Ja niepotrzebnie się wkurzyłem i wyładowałem złość na wszystkich w moim otoczeniu.
-Na kogo się tak zdenerwowałeś?
-Koleżanka brata- powiedział po chwili milczenia.- Jej mama musiała wyjechać, więc dziewczyna będzie u nas mieszkać kilka dni.
-Czyli to ona ci się podoba! Nie chcesz jej w domu.
-Tak jak już mówiłem -to trochę bardziej skomplikowane ale wychodzi na to samo. Nie chcę jej w domu. W dodatku nikt mnie nawet nie poinformował, że będzie z nami mieszkać.
-Rzeczywiście kiepsko- mruknęła Wi.- może zatrzymaj się na ten czas u kogoś znajomego. Odpoczniesz od rodzeństwa, przemyślisz wszystko i nie będziesz musiał mieszkać z tą laską pod jednym dachem.
-To byłby dobry pomysł. Jest tylko jeden problem- skończył kawę i dostawił filiżankę na nieduży tależyk- nie mam u kogo zostać.
-Wszyscy cię olali?
-Tak... tak jakby- odwrócił wzrok- mogę cię prosić o rachunek?
-Jasne- uśmiechnęła się i na krótką chwilę zniknęła za ladą. Wróciła z karteczką w ręku.
-Wychodzisz już?- spytała.
-Raczej nic więcej nie wymyślimy.
    Wyciągnął portfel i położył pieniądze na stoliku. Nie zauważył, że spomiędzy banknotów wypadła mala, wymięta karteczka.
-Wypadło ci - oznajmiła Veronica i bez pytania rozwinęła karteczkę- Brooklyn?
     Alec prawie podskoczył na krześle. Szybko chwycił kawałek papieru i dokładnie mu się przyjrzał. Rozpoznał charakter pisma. To w ten skrawek wpatrywał się przez ostanie kilka dni. Uśmiechnął się radośnie wstał i zaczął zakładać kurtkę.
-Dzięki za pomoc. Wydaje mi się, że właśnie znalazłem osobę, która mnie przenocuje.
-To świetnie- zawołała radośnie.
    Chłopak już miał wychodzić gdy wpadł na dziwny pomysł. 
-A i jeszcze jedno. Jestem gejem- nieśmiało uniósł kąciki ust. Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział. Może po prostu chciał siedzieć jak Veronica na to zareaguje. A może ciążyło mu to i chciał w kocu być z kimś szczery.
     Ona go jednak zaskoczyła. W pierwszej chwili wyglądała na zdezorientowaną ale zaraz rozpromieniła się i uśmiechnęła.
- więc dlatego to wszystko jest takie skomplikowane- kiwnęła kilka razy głową, jakby potwierdzając własne słowa.- W takim razie powodzenia. I nie płacz z powodu jednej straty. Może tuż obok ciebie jest osoba, która czeka właśnie na twoje uczucia.- mrugnęła do niego znacząco- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
-Ja też- przyznał szczerze chłopak- Jeszcze raz dziękuję.- dodał i wyszedł. Odprowadził go cichy dźwięk dzwoneczka.

__________________________

I kolejny rozdział :)  Jeśli się podobał zostawcie po sobie jakiś ślad. Będę baardzo wdzięczna :D

Pozdrawiam
 Koneko :*

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział, choć jak dla mnie mógłby być dłuższy. Ale nie przejmuj się, kiedy wkręcę się w jakąś historię, to tak już mam. Mogłabyś napisać dwadzieścia stron, i tak powiedziałbym to samo. Cieszę się, że Alec wreszcie zaczyna przyznawać się do tego, co czuje i jest szczęśliwy, bo uwielbiam go i serce mi się kroiło, kiedy się martwił. Jestem ciekawa, czy Vi jeszcze kiedyś się pojawi... Okay, jeszcze raz gratuluję rozdziału i lecę czytać dalej. W tej części nie było w ogóle Magnusa i troszkę się stęskniłam. Mam nadzieję, że zaraz zrobi się cieplej...

    OdpowiedzUsuń